Mój cytat z [bf#3887] dotyczący zapachu grzybów:
... gdy wsadzam nos w tą reklamówkę, to jest on intensywny i charakterystyczny, jednak dodatkowo (dla mnie) pociągająco-inspirujący, zachęcający do kulinarnych doświadczeń:-) - moja ocena może się mijać z prawdą bo ciągle mam silny katar...
Zabrałem się do niej (gąsówki) z zapałem i wielką chęcią kulinarnego poeksperymentowania.
Dzisiejsze działania trochę jednak "naprostowały mi kręgosłup":- (
Po włożeniu owocników do wrzątku zaczął się poważny problem.
Ten dla mnie pociągająco-inspirujący zapach stawał się z każdą chwilą coraz bardziej duszący, mdlący, zjełczały - WRĘCZ OKROPNY!!!
Gdy pojawiła się żona, od razu zaczął się krzyk, że chcę zagazować dzieci:- (, pomimo, że drzwi od kuchni były zamknięte a okno otwarte na oścież)
Rada: Obgotowujmy gąsówkę gdy przez parę godzin nie będzie nikogo z domowników w domu, lub jedżmy z grzybami do znajomych na wsi i róbmy to w tzw. letniej kuchni, albo weżmy kociołek i grzyby i idżmy w ustronne miejsce, daleko od siedzib ludzkich - byle było drzewo na ognisko:-)
Przy trzeciej zmianie wody, smród trochę zelżał (obgotowywanie trwało 3x30 min.):- (
Pierwszy pozytyw:
Po osączeniu i wystygnięciu, grzybki wróciły do inspirująco-pociągającego zapachu.
Smak całkiem-całkiem.
Konsystencja i odbiór wizualny bez zarzutu.
Grzybki trafiły do słoiczków w paru wersjach smakowych (młode oddzieliłem od starych!!!).
Nie odważyłem się zrobić czegokolwiek do bezpośreniej konsumpcji w znaczącej ilości ("zdryfiłem" chyba przez ten smród).
Zjadłem tylko kilka obgotowanych w ramach doznań gastrycznych - minęło 2h i jak na razie nic.
Wnioski:
- sprawdzić co to za związek tak niemiłosiernie śmierdzi podczas obgotowywania (jeśli się da coś znaleźć), ponieważ więcej niż troszkę mnie to zaniepokoiło,
- poczekać, aż grzybki przejdą zalewą i pokosztować (chyba nie będzie z tym źle),
- sprawdzić dokładniej ich wpływ na powstawanie sensacji żołądkowych (ja jestem dosyć odporny, nie będzie więc to obiektywne, żonie i dzieciom przecież nie dam, pozostaje czekać na paru ochotników z forum, a jeżeli się nie znajdą to proponuję wyznaczenie "w nagrodę" przez Admina:-)
- odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy opłaci się "skórka za wyprawkę" i czy wogóle ma to sens???
Cóż, powiedziałem "A", powiem i "B" - dla dobra sztuki kulinarnej i aby innym nie przychodziły do głowy takie poronione pomysły:-)))
O wynikach części "B" poinformuję za jakiś czas.
Maćku, w ubiegłym tygodniu na "Dołach" i w okolicy był wysyp maślaczków, trwał przez tydzień.
Wujek przestał je zbierać bo miał ich już dość:-)
Wczoraj pojechał na wieś po maślaczki mój teścio, przywiózł tylko trzy sztuki - był niesamowicie zdegustowany:- (
Może nie mógł znaleźć, bo się przed nim pochowały i czekają na nas?
Dzisiaj w lesie było dużo różnych gąsówek, m. in. mglistych, ale zdarzały się też nagie. Nie zbierałem, bo co bym z nimi zrobił?
Gąsówki nagie należy koniecznie zamarynować. Będą w marynacie niebieskie, mięsiste i bardzo smaczne. Można zrobić delikatną kartoflankę. Tylko nie trzeba ich jeść tak normalnie uduszonych, czy sosu z gąsówek nagich, farszu, bo smak jest za bardzo perfumiasty...
Wyniki części "B"
Wróciłem właśnie z wojaży i naszło mnie na marynowane grzybki, traf chciał, że na brzegu stały gąsówki mgliste.
Kosystencja super.
Zapach całkiem, całkiem.
W smaku pozostaje jakieś takie "oleum"!!!
ale to już nie ten inspirująco-pociągający grzyb:- (
Minęło już ze dwie godziny od konsumpcji i sensacji żołądkowych nie mam.
Reasumując, NIE POLECAM,
chyba, że ktoś ma specyficzne upodobania:-)
Ja jem już moje gąsówki nagie, w smaku OK. Boczniaki marynowane mają jakiś dziwny smak... Takie sobie. Miałem trochę małych, to wsadziłem je do słoika na próbę.
Może twoja żona położyła na palniku czosneczek i stąd ten zapach. Wisienka