23-06-2004, środa
Obliczyliśmy z Tatą, że po sobotniej wizycie w Trzebieszowicach teraz w środę będzie najlepiej. No i wybraliśmy się jak zwykle o 5 rano. No i choroba oczywiście tego dnia co ja zapomnę aparatu do lasu to jest ładne grzybobranie <zły>.
- pieprzniki blade
- borowiki usiatkowione
- gołąbki
- zajączki
No i tu nastąpiła katastrofa. Przecież dzisiaj jest Dzień Ojca a tu u Taty w koszyku prawie pusto! Kilka gołąbków i dwa podgrzybki złotawe. Co ja schylałem się po borowika to Jemu z ust wyrywało się przekleństwo.
W sobotę też nie poszło mu najlepiej i właśnie puszczały mu nerwy. Nie dobrze.... nie dobrze...
Lekko podminowany wróciłem i poszedłem do pracy. Trzeba coś z tym zrobić... Po połódniu poszedłem do Taty z żoną i złożyliśmy mu życzenia itd... Powiedziałem, że jutro rano wstajemy znowu rano i na 5-tą jedziemy na Pokrzywno.
Wiedziałem, że tam są koźlarze, które Tato uwielbia. Postaram się go tak pokierować, żeby był z tej wyprawy zadowolony.
24-06-2004, czwartek
Tak jak się rzekło, tak i się stało. Rano wyprawa na Pokrzywno.
Może i było to wredne, ale chodziłem sobie powoli, za Tatą, drogą a jemu wskazywałem gdzie ma się udać i szukać. I powiodło się!! Uzbierał prawie cały kosz koźlarzy szarozielonych i pomarańczowożółtych a do tego bow=rowika szlachetnego (jest foto).
To są moje fotki tego, co znalazłem, poza borowikiem Taty. Był baardzo zadowolony a chyba bardziej to wszystko cieszyło mnie. Właściwie to chyba były pierwsze koźlarze mojego Taty w tym roku.
Skoro humor mu się polepszył i uwierzył, że są już w tym roku koźlarze nie pozostawiając mi wyboru stwierdził, że rano idziemy znowu do Trzebieszowic, ale tym razem na kozaki, bo prawdziwki przecież wczoraj wyzbierałem :)
Cóż.... ja tam nie mam nic przeciw. Na ok. 10-tą wracamy zawsze do Kłodzka i można iść do pracy :)
25-06-2004, piątek
No więc wyruszamy szukać koźlarzy. Po drodze w zeimniakach robił jakiś człowiek, który powiedział, że w niedzielę (prawie w sumie tydzień temu) jakiś gościu w młodniku nazbierał pół kosza kozaków.
No więcej nie trzeba było mojemu Tacie mówić :) Stwierdził, że wie który to młodnik, ale pamięta jak on się sadził i NIGDY do niego nie zaglądał, bo mu się nie chciało.
No i weszliśmy tam.... Właściwie nie było co fotografować, bo wszystkie kozaczki babki rosły identycznie - o tak:
a po dwóch godzinach w młodniku efektem były dwa pełne kosze i wniebowzięty mój Tato :)
bez komentarza :) Podskoczyliśmy jeszcze zobaczyć do lasu, ale właściwie nie było po co. Ja dokosiłm sobie kurek, podrzybka złotawego, dwa maślaczki pieprzowe i chyba ze trzy gołąbki.
Rachu ciachu i wróciliśmy do Kłodzka. To była wielka przyjemność takie grzybobranie. Dużą przyjemność sprawiła mi rówież radość Taty. Ja mam auto i mogę codziennie przed, w trakcie czy po pacy pojechać na szybkie kilka grzybków - on tej możliwości nie ma. Więc po prostu - było super.
Proszę Pana mam takie jedno pytanie. Czy piestrzenica kasztanowata jest grzybem jadalnym czy smiertelnie trujacym? Sam zjadłem i zyje a w wielu atlasach widzialem ją pod zankiem mogiły lub trupiej główki
Proponuję przeczytać wątek "Coś przypominające mózg.." w forum "co to za grzyb?" [bf#697] było tam sporo napisane o tym jak to jest z toksycznością piestrzenic.