Hmmm... Widzę to dziwadło od lat, i nigdy nie było żółte. Ale być może jest to właśnie żółciak siarkowy. Dzięki za pomoc w identyfikacji :o))
#1003
od listopada 2006
Mirki mają rację.
Także spotkałem ostatnio takie zdechłe na dębie:-)
Zdaję się na autorytety. Sama nigdy nie skojarzyłabym grzyba na drzewie z żółciakiem siarkowym.Okazuje się, że ta wierzba jest silna jak koń, bo zdechła żółciaka <lol>
#2884
od stycznia 2007
I rzecz jasna szykuję się na ich "świeżynki" w maju, by choć oczyska nacieszyć kolorem... :)
Dziękuję za wyjaśnienia :o). Zachęcona przez forumowiczów, też muszę poszukać swieżych okazów, by je sfotografować. Przyznaję, że nie jestem gotowa do degustacji, poczekam na prawdziwki hehehe
#788
od października 2007
Agato, astygmagtyzm bywa naprawdę dokuczliwy, lecz pamiętajmy o jego dobrych stronach, na przykład automatycznie skłania do czytania gazet "z wyższej półki" i eliminuje periodyki typu tabloidalnego ze względu na ramkowanie wszystkiego, wąskie kolumny i pionowe separatory między nimi ;-)
Na pewno jednak nie wyklucza zbierania i rozpoznawania grzybów - spróbuj bez uprzedzeń, a sama się przekonasz!
A co do Twojego okazu - ja się upieram, że owocniki widoczne na tej wierzbie to nie są żółciaki siarkowe, ale inne polypores. Podejrzewam włóknouszki.
Poczekajmy na świeże. Przypominam jednak, że żółciaki siarkowe właśnie o tej porze roku powinny wyrastać świeże, a po "zdechłych" dawno nie powinno być śladu...
#789
od października 2007
Przepraszam, jeśli w tej okolicy żyją wiewiórki, popielice, żołędnice - to nie ma szans, dawno nie powinno być śladu. Żółciaki i flagowce to ich ulubione grzyby nadrzewne, zeżrą do cna; jeśli nie za młodu, to resztki o tej porze roku - sama widziałam w lutym: obierała to czarne i dogrzebywała się do świeższej (khem, dyskusyjna ta świeżość) "półmrożonki".
#790
od października 2007
Chyba chodzi o składniki mineralne, może rośliny nie zawierają ich tyle, co grzyby. To dla mnie jedyne wyjaśnienie - na miejscu futrzaków, mając takie fajne zapasy i tyle nasion dookoła, nie skusiłabym się na takie grzybowe zwłoki ;)
#792
od października 2007
Hmmm... Kiedy zobaczę szarą wiewiórkę w mojej okolicy, to po prostu dokupię 1000 sztuk śrutu do wiatrówki. Nie na strzelnicę.
Mam sympatycznego, samopowtarzalnego dwudziestoośmiostrzałowca. Broń krótka.
Anglicy zdecydowanie za późno się zorientowali, u nich już nic uratować się nie da, bo nie ma co. Francuzi zrozumieli też trochę późno, co to naprawdę jest, to "miłe i sympatyczne zwierzątko" z USA, ale udało im się zachować enklawy naturalnej fauny, z rudzielcami, i tępią te szare koszmary. Jednak dotarły na kontynent, i dlatego trzeba być czujnym. Ja ich tutaj tolerować nie będę. Nienawidzę gnojków (choć obiektywnie, to ludzi wina, że tutaj się w ogóle znalazły). Rezerwat Dolnej Odry, jeden z najpiękniejszych rezerwatów ptaków w UE, nie przeżyłby inwazji tych milusich eksterminatorów.
#793
od października 2007
Przepraszam, jeśli kogokolwiek zszokowałam powyższą wypowiedzią, ale proszę o zapoznanie się z literaturą - jeśli ktokolwiek zasługuje na negatywny wątek "gatunki obce w faunie europejskiej", to właśnie wiewiórki amerykańskie, norki amerykańskie i burunduki (te ostatnie sieją spustoszenie w miastach). W porównaniu z nimi jenoty są wporzo, bo na większości siedlisk po ptostu tylko zastępują rodzime gatunki wytępione przez ludzi.
#1008
od listopada 2006
W Anglii ustrzelenie takiej szarej, co jest jak najbardziej zgodne z tutejszym prawem, dostaje się wynagrodzenie pieniężne. Spytam z ciekawości jak wysokie, może sobie kilka...
Żartuję:-)
W każdym razie rudej wiewiórki nigdy tu nie spotkałem, a zejściowe żółciaki w kwietniu jak najbardziej tak.