Szkoda, że nie mam aparatu...
Toto rosło na pniaku, już mocno zmurszałym chyba wierzby, bo same wierzby tam rosną. Na brzegu jeziora. Biała, miękka poduszeczka wielkości 6 centymetrów na 4 centymetry, wysokości jakieś 3 cm w najwyższym punkcie. Na wierzchu cienka skórka, która bardzo łatwo pękła przy próbie ucisku. Pod skórką leciutko różowy miąższ o konsystencji gęstego budyniu. Przylegała ta poduszeczka płasko do podłoża. Po zerwaniu i całodziennym leżeniu zbrązowiała od środka. Po kolejnych paru godzinach leżenia na parapecie stwardniała i na skórce pojawiają się jasnopomarańczowe grudki. Smak nijaki, zapach nijaki. W moich żródłach nie mam nic, co mogłoby mnie naprowadzić na ślad.
Teraz na parapecie zrobił się czekoladowy, ale już nie budyń, tylko mokry proszek. Możliwe, że dlatego iż go zerwałam. To jest to samo na oko, co u Ciebie, Marek. Będę obserwować dalej. I tak pojedzie do Ani... :)
To może być Lycogala flavofuscum (Rulik olbrzymi).
Dziękuję, czyli śluzowiec. Przejrzałam wszystkie dostępne zdjęcia w internecie. Wygląda na to, że to jest właśnie ten rulik olbrzymi. :)
Suszę go sobie.
W środku białej podusi, czyli przyjmuję, że rulika olbrzymiego, na miejscu różowawego budyniu pojawia się suchy ciemnobrązowy proszek. Skórka niewiele zmieniła kolor. Taka biaława z kilkoma pomarańczowymi grudkami.