Opuszczając Bory wybrałem ścieżkę prowadzącą do Byczyny. Teraz jest to trasa oznaczona kolorem jasnoniebieskim.
Zaraz na początku pojawił się niepokojący sygnał. Oto miskant chiński - Miscanthus sinensis. Zapewne teraz ma on status wyrzutka z ogrodu ale wkrótce może być gatunkiem inwazyjnym.
Pod nią zauważam młode dęby szypułkowe - Quercus robur porażone przez mączniaka - Microsphaera alphitoides.
Na poboczu zauważam owocujące pędy sadźca konopiastego - Eupatorium cannabinum.
Jest też inwazyjna czeremcha amerykańska - Padus serotina.
Dalej mamy owocującą śliwę tarninę - Prunus spinosa.
Teraz jestem w przybliżeniu w połowie odległości pomiędzy ostatnimi zabudowaniami Borów oraz pierwszymi zabudowaniami Byczyny. Na skraju lasu znajduję osady najwyższego piętra antropocenu. Można je datować na okres sprzed 1 lipca 2013.
Teraz na skraju lasu zauważam konwalię majową - Convallaria majalis.
W tej okolicy nad jej brzegiem znajduję w charakterze wyrzutka z ogrodu pióropusznika strusiego - Matteucia struthiopteris.
Największym zaskoczeniem był brak jakiejkolwiek cieczy w korycie na obszarze zwartej zabudowy wsi. Tutaj zawsze coś płynęło, i było z daleka wyczuwalne. Określano to jako efekt przerzutu pomiędzy zlewniami. Po prostu każda łazienka w Byczynie stanowiła w jakiś sposób dopływ Byczynki.
Brzeg tego cieku a właściwie na tym odcinku ścieku porastał masowo kielisznik zaroślowy - Calystegia sepium.
Zaobserwowane dopływy nie dały na tyle dużo cieczy, aby rzeka dopłynęła do głównej drogi. Wobec tego na łamach tygodnika Co Tydzień stwierdziłem, że padła ona ofiarą wysokich rachunków za wodę.