Kontynuujemy nasz spacer. Teraz będzie to kolejny odcinek mający około 250m. Na łące w dalszym ciągu rządzi trzcinnik piaskowy - Calamagrostis epigeios. Pojawiła się też wierzba krucha - Salix fragilis. Zdjęcia są dosyć ciemne, ale tak jakoś mi wyszło z automatu. Teraz będzie sporo lania nie tylko wody, ale trzecia część będzie miała potężny grzybowy akcent.
Zauważam, że pas trzcin wzdłuż brzegów tego jeszcze cieku został wykoszony. Dawno, dawno temu, ale już w tym wieku, kiedy byłem tutaj po raz pierwszy musiałem się przedzierać przez zwarty gąszcz trzciny pospolitej - Phragmites australis.
Jest to bowiem pierwszy, prawobrzeżny antropogeniczny dopływ, bazujący na zasadzie przerzutu pomiędzy zlewniami.
Ot tej chwili atmosfera zmienia się. Wzdłuż prawego brzegu płynie ciemna smuga bardzo zanieczyszczonej wody.
Jednakże tam, gdzie prąd jest bardziej rwący widać wszystko. Znaczy się rzeka ma szansę oczyszczać się samodzielnie.
Teraz patrzymy na najważniejszy prawobrzeżny dopływ naszej bohaterki. Ot tej chwili jest ona bez szans. W tym momencie miasto, ubolewające nad zatruciem zatrutej rzeki, same przyczyniające się do tego stanu stawia się w sytuacji jawnogrzesznicy. Poza tym, jak to napisałem w tygodniku Co Tydzień - źdźbło w oku bliźniego swego widzą a belki we własnym nie dostrzegają.
Nad tym miejscem unosił się aromat otwartego szamba, ale bez charakterystycznej nuty gnojowicy. Prawie tak samo było w 2011 roku. Inny był jedynie koloryt tła.