W tym odcinku będziemy się poruszali po pograniczu Jaworzna i Chrzanowa. W stosunku do dwu wątków o tej samej okolicy zamieszczonych już na tym forum będzie to coś w rodzaju prequelu. W tym wątku - [bf#482180] oraz w tym [bf#482274] akcja toczy się 27 lipca 2008 roku. Jak było w lutym tego samego roku proszę popatrzeć teraz. Na początku jednak tradycyjnie mapa firmy Compass.
Na mapie znajduje się dziewięć miejsc, gdzie wykonywane były zdjęcia. Punkt pierwszy to piaskownia, a właściwie przekrój przez wydmę. Te zdjęcia to już historia. Wydmy nie ma.
Po opuszczeniu piaskowni udaliśmy się w kierunku północnym. W punkcie drugim stwierdziliśmy kwitnienie i pylenie olszy szarej - Alnus incana.
Punkt trzeci to pokryte lodem strumienie wzdłuż drogi. Ten las jest bardzo podmokły. Tym razem dzięki mrozowi przeszliśmy tędy suchą nogą.
Bardzo szybko pognaliśmy do punktu czwartego, aby zobaczyć dziury ponoru. Oczywiście, jak się można było spodziewać o tej porze roku najdalej wysunięta na zachód dziura była sucha.
Patrzymy teraz na rzekę w przeznaczonym dla niej korytku pod wiaduktem linii kolejowej Katowice - Kraków. Zamarznięta woda dawała pewną nadzieję, że w końcu nastanie taki dzień, jeszcze w tym roku, że dorwę ponor w dzikiej akcji.
Przechodząc pod wiaduktem zwróciliśmy jeszcze uwagę na rude zielenice z rodzaju Trentepohlia.
Teraz przeszliśmy za linię kolejową i udaliśmy się w stronę Balina. Po drodze w punkcie piątym oglądamy dolinę dzikiego Łużnika. Na początku w lesie, potem poza lasem.
Z tego miejsca oczywiście zerknęliśmy w kierunku wschodnim na wzniesienie Chrząstówka. Przemieszczające się chmury czyniły je niezwykle osobliwym.
Tedy nikogo nie powinno dziwić, że daliśmy się skusić. To jest już punkt siódmy. Na początku okazała sosna zwyczajna - Pinus sylvestris.
Wzgórze było jednym z ośrodków wydobycia kruszców. Potem część tych szybików została zamieniona w niewielkie kamieniołomy.
Wszystko to porasta dość gęsty drzewostan z dominacją sosny zwyczajnej - Pinus sylvestris.
A to już kolejny większy szyb lub kamieniołom. Nie odczuwaliśmy potrzeby schodzenia na samo dno celem sprawdzenia.