Kończę relację z mojej wizyty nad ponorem w dolinie Łużnika. Teraz będziemy podążać wzdłuż dopiero co odżyłego koryta rzeki aż do miejsca gdzie wpada on do nurtu powstałego z licznych cieków wypływających z Balina Okradziejówki oraz pobliskich lasów. W związku z intensywnymi opadami deszczu wszystkie one są bardzo zasobne w wodę. Koryto, które jako pusty rów rozciągało się za trzecim ponorem było tego dnia pełne niemalże po brzegi.
Po części za ten stan można winić zalegające w pustym zazwyczaj korycie gałęzie oraz liście, które teraz niesione wodą budują tamy.
Miejscami rzeka znikała pośród gęstych zarośli czeremchy.
A oto i ciek złożony z licznych dopływów, z którym po raz pierwszy od dawna połączył się właściwy Łużnik.
O tej chwili zdecydowaliśmy się na powrót. Dalsze podążanie z biegiem Łużnika było bez sensu, skoro samochód pozostawiliśmy w Okradziejówce. Droga leśna prowadząca w kierunku linii kolejowej była bardzo wygodna.
Czasami było na co popatrzeć. Działo się to dzięki przewalającym się po niebie ciężkim burzowym chmurom, z których od czasu do czasu dochodziły groźne pomruki.