Witam wszystkich, kupiłam tę roślinkę w kwiaciarni, chyba już chorą. Nie pamiętam jak się nazywa, jest u mnie ponad miesiąc i cały czas choruje. Jestem "zielona" w hodowaniu roślin, ale staram się, a z nią mam problemy. Na obrzeżach liści, szczególnie dolnych, są białawe wgłębienia, jakby "nadgryzienia". Czym to leczyć? W dodatku ziemia cały czas jest mokra. Teraz już 10 dni nie podlewałam, a ona nie wysycha. Jak kupiłam roślinkę, liście opadały na potęgę, teraz już mniej, wyszły nowe pędy, ale dobrze nie jest. Proszę o radę, z góry dziękuję.
Nie chciałabym zawalać forum niepotrzebnym mnożeniem wątków, skoro chodzi mi o coś podobnego. Mianowicie, zauważyłam na liściach mojej kalanchoe - zarówno na tych młodych, wyższych, jak i na tych starszych - jakiś dziwny nalot. Co najdziwniejsze, jest on dosłownie złotawy (jakby ktoś porobił kropki złotym żelpenem;))... Podważając wykałaczką, da się go zdjąć, nie uszkadzając liścia. Nie widzę żadnych szkodników (a oglądałam roślinę bardzo dokładnie) ani jajeczek, ani larw, ani odchodów. Ale skądś się ten nalot musi brać... Ma ktoś jakiś pomysł?
Pani Marto czy na nowych liściach też to jest? I czy to nie jest hoja? Hoje mają takie białe kanciaste plamki ale na pewno bez wgłębień. Może to po prostu stare uszkodzenia?
Pani Jolo. Pyłek kwiatowy może?: D Proszę potrząsnąć kwiatkami: D
Kurczę, ja wiem, że być może nie jestem najwybitniejszym hodowcą kwiatów, ale jednak pyłek to nie jest;) No i mocno przyklejone do liści... Hm, ale nie pyłek;D
Dobrze by było zobaczyć zdjęcie z dość dobrym zbliżeniem. Proszę porównać z objawami ataku wełnowca, jednak jest to szkodnik dość zauważalny. Moźe to być więc jakaś choroba grzybowa, ale bez zdjęcia, ciężko jednozacznie wysunąć jakąś hipotezę.
Przy okazji przypominam, że na forum zwracamy się do siebie po imieniu;)