Na dobry początek działu. Dwa koty w klasycznym umaszczeniu. Po wieloletniej przerwie bez zwierzaków u mamy.
Ten z rudawościami upolowany kociakiem latem 2022 roku na cmentarzu w Prusicach, bardzo zagłodzony, wabiłem ponad 2h (miał początkowo kilkumetrowy dystans ucieczki) na jakieś kocie chrupki, co zjadł dwie, to uciekał w krzaki odpocząć. Za n-tym razem, gdy jedną ręką sypałem kolejną chrupkę, i w końcu zbliżył się dostatecznie, drugą capnąłem za kark. Udał się za pierwszym razem, bo gdyby nie, to bym odpuścił, bo szans by już nie było.
Drugi, "srebrny", odwrotnie - łatwizna, ubiegłego lata, też kociak, sam wlazł do kwatery na parterze, wynajętej na wycieczce z BG, na budującym się osiedlu. Podpytałem miejscowych z mieszkania obok. Niczyj osiedlowy. Podkarmiali go na tarasie. Błażej mnie podpuścił by go wziąć.
Był jeszcze jeden, historycznie pomiędzy, też kociak, ciekawie umaszczony, długonogi, z oryginalnym futrem, z przydrożnego rowu na Podkarpaciu. Chory mniej lub bardziej od początku, przez to m. in. wyjątkowo kolanowa przylepa. Nie wylizał się z przypadłości i po niecałym roku trzeba było go uśpić - wątroba przestała mu działać
.
Nawet lubię koty (choć nie umywają się do psów);-)
Jednak jestem raczej przeciwnikiem kotów z tzw. wolnym wybiegiem.
Jeśli wierzyć badaniom, to są to miliony upolowanych ptaków i małych/młodych futrzaków, no i nie w celach żywieniowych. Taka to już, nie do wytępienia, silna natura drapieżcy tych sympatycznych stworzeń:- (
Z drugiej strony ciężko wyobrazić sobie trzymanie kota na wsi w "sytemie zmkniętym";-)