Pierwsze spotkanie z tym grzybkiem miałem w minioną sobotę (31 lipca) i wtedy był jeszcze bardzo ładny
ale ja - nie znając tego gatunku- myślałem, że to pieniążkówka dębowa.
Dopiero wczoraj przypadkowo natknąłem się w necie na pieniążkówkę jodłową, i wtedy skojarzyłem, dlaczego ta moja rosła w jodłach a ja na próżno wypatrywałem tam dębu :)
Dzisiaj więc odnalazłem ją ponownie, by zrobić fotkę tej rzadkości.
02-08-2021, las przyległy do Rymanowa Zdroju
jeden owocnik przy pieńku jodłowym i w sąsiedztwie jodeł
Śliczny grzybek i bardzo rzadki - gratuluję:-)
gratulacje
Dziękuję! :)
A w związku z tym grzybkiem taka mi się stresująca sytuacja przydarzyła, bo zanim go odnalazłem spotkałem po drodze koźlarza grabowego któremu również postanowiłem zrobić fotkę. I kiedy już miałem go w obiektywie, na ekranie zaczęła mi migać ikonka rozładowanej baterii. Tak, zapomniałem zabrać zapasowe baterie, a ta w aparacie nie była w stanie zrobić ani jednej fotki!
Kiedy wreszcie odnalazłem pieniążkówkę jodłową, stwierdziłem że jest w kiepskiej kondycji i do jutra może nie przetrwać, zwłaszcza że miało w nocy padać.
Zaczęła się więc rozpaczliwa reanimacja baterii, która polegała na jej ogrzaniu poprzez pocieranie jej w dłoniach do momentu aż będzie bardzo ciepła. Reanimacja się powiodła i kilka fotek udało się zrobić :)
Dzięki Januszu za podzielenie się z nami tym świetnym pomysłem:-)
Osobiście zawsze staram się nosić zapasową baterię ale i na tej można się czasem srogo zawieść. Kilka lat temu miałam podobną przygodę i nawet zapasowa bateria padła ale to było zimą, przy temperaturze ok. - 10 st. Wsadziłam wtedy obydwie do kieszeni głęboko za pazuchę i podobnie jak u Ciebie - na kilka zdjęć starczyło:-)
ID: 366465
Czytając Wasze wypowiedzi na temat rozładowujących się baterii też muszę przyznać, że jeden raz i mi taka niemiła przygoda przydarzyła się: (
To jednak "pikuś"bo ja za to, już kilkakrotnie wybrałem się do lasu z aparatem fotograficznym bez karty pamięci, zazwyczaj po zgrywaniu zdjęć na kompa. Mój aparat niestety nie posiada pamięci wewnętrznej więc w takim razie pozostawała tylko komórka. i sami wiecie, że wtedy jak na złość przeważnie znajdzie się jakiś fotogeniczny grzybek.
Zapomnieć jak zapomnieć, ale ile się zgubiło :)
Dekielki od obiektywów, nożyki, okulary, kijki trekkingowe, czapki, rękawiczki itp itd. Wszystko w liczbie mnogiej :)
O tak!
Aczkolwiek w ogólnym rozliczeniu w moim przypadku więcej z lasu przywożę niż zostawiam :)
Tak na szybko wymieniając: łopatki typu saperka, siekierka, maczeta, kilka pompek do roweru, nawet telefon mi sie trafił (oczywiście wrócił do właściciela) i masa jeszcze innych drobiazgów.
Nawet się spotyka w lesie czasem jakieś zaginione dziewczyny. I to całkiem na serio. Tereny mam rozległe a niektórzy to lekceważą. Któregoś razu spotkałem całkowicie zdezorientowaną nastolatkę która jak oświadczyła wybrała się na krótką wycieczkę rowerem do lasu nie znając terenu, chyba i nie mając pojęcia o orientacji w lesie. Upał, woda jej sie skończyła i jak opowiadała już ze dwie godziny krążyła po lesie. Wody zawsze biorę więcej więc z tym nie było problemu ale kilka kilometrów musiałem z nią przejechać się zanim wyprowadziłem na prostą. Dalej to już wystarczyło wytłumaczyć rozstaliśmy się. Może i głupiutka ale też i ładniutka, więc nieco żałowałem, że nie jestem młodszy :)))
Z zagubionych w lesie najcieplej wspominam Wietnamczyka, który zgubił się w Puszczy Augustowskiej :). Okazało się, że był studentem medycyny w Lublinie i mieszkał koło mnie :). Jak tylko wyszliśmy z lasu to wyrwał niczym bolid F1 na starcie żeby zdążyć na autobus :).
Telefon też mi się trafił (również wrócił do właściciela, nawet dyszkę dostałem: D).
A w niedzielę taka znajdka. Kaliber konkretny.
A i owszem, też kilka razy spotkałem, nawet na forum zamieszczałem.