8 VI roku pańskiego 2007, raczyliśmy nawiedzić wraz z Markiem Snowarskim kompleks leśny leżący pomiędzy Muszkowicami a Piotrowicami Polskimi oraz park będący własnością Cystersów stacjonujących w pobliskim Henrykowie. Od rana upał był przeokrutny, lecz piękne, obfitujące w dorodne kleszcze lasy, uczyniły wycieczkę naszą miłą i przyjemną. Mimo znacznej wilgotności ściółki na większej części odwiedzonych miejsc, grzybów nie było zbyt wiele. Natomiast śluzowce atakowały bez ustanku z każdej strony. Zwłaszcza Ceratiomyxa fruticulosa występowała nader obficie [bf#98886]
Rulika i Fuligo również masy nieprzebrane. Należało się więc skupić na subiektywnie ciekawszych okazach, z których część znajduje się tutaj:
Co się tyczy grzybów, najciekawszym chyba okazała się grzybówka gołębia, wspomniana w wątku: [bf#99119]
Ponadto leżący na środku leśnej ścieżki prawdziwek o średnicy kapelusza ok. 30cm, o nodze wyżartej przez ślimaki i obok drugi, jeszcze rosnący, młodziutki. Oprócz tego 1 koźlarz - wg Marka - najprawdopodobniej grabowy, co oznacza że to mój pierwszy :) Ni stąd ni z owąd, w jednym miejscu, rosło obok siebie 6 czubajek kań, a mniej niż metr od nich, kolejne 2.
Podczas penetracji kompleksu leśnego, raz po raz przemykała przed nami młodzież przemieszczająca się bez składu i ładu, uskuteczniająca MARSZ na dezorientację. Reguły tego przedsięwzięcia nie były dla nas jasne, ponieważ gdy zapytałem jedą z kobiet rozlokowanych po lesie przy stolikach z wielkimi workami pełnymi suchych bułek (zagadką pozostanie do czego miały te buły służyć. Strach było pytać, ale z racji niemiłosiernego upału i całodniowiego biegania po lesie, podejrzewam, że ludzie ci, używali ich do wchłaniania potu)
Spotkaliśmy również kolonię ucha bzowego, przy czym były one wyjątkowo duże; największy okaz, w dłuższej osi miał nie mniej niż 15 cm. Reszta niewiele mniejsza. Obaj uczestnicy wycieczki zaklinali się na przeora henrykowskich Cystersów, że jeszcze takiego ucha nie widzieli.
Jako że w lasach tamtejszych spędziłem niegdyś sporo czasu (co nie przeszkodziło mi tym razem nieco się pogubić, a dokładniej - nie odnaleźć miejscówki, którą odwiedzałem dzień w dzień, w sumie przez ok 1, 5 miesiąca), podobnie jak moi znajomi, padaliśmy wielokrotnie ofiarą kleszczy, przy czym dla jednego z nich zakończyło się to boreliozą. Z tego względu, na tejże wycieczce, która z racji niezbyt grzybnego okresu miała charakter raczej krajoznawczo - wypoczynkowy, trwoga przed kleszczami nie odstępowała nas ani na krok. Ostatecznie, w terenie wykryliśmy (łaził mi po ręce, po przeprawie przez łąkę z wysokimi trawami) tylko jednego (dużego samca), ale w domach, na sobie, jeszcze 1 i 3 (nimfy), wszystkie wczepione lekko, dające się usunąć bez problemów.
Lasy tamtejsze charakteryzują się znacznym urozmaiceniem terenu, niewielką ilością ludzi oraz bogactwem grzybów, tak więc, jeśli jesienią, czy późnym latem, ktoś z Was będzie miał ochotę się tu wybrać, to możemy się wybrać razem.
Czyżby Mycena Pelianthina?
Rodzina kań