Czerwiec, gdy skwarny, to czas, gdy szczególnie mocno można docenić poranki w ogrodzie. Taki poranek to cudowny czas, gdy jeszcze wszystko pokryte rosą, powietrze rześkie, wokół unoszą się zapachy lata. Można zasiąść w cieniu i spoglądając dookoła cieszyć się cudownym urokiem przyrody, krzątaniną robaczków, śpiewem ptaków, pobzykiwaniem pracowitych pszczół i trzmieli, lotami motyli. To aż nadto przyjemności w takim naturalnym ogrodzie, teraz bardziej oddanym we władanie przyrodzie, niż rękom właścicielki. Właścicielka zrobiła, co mogła, by przestrzeń wypełnić roślinnością, a teraz zbiera owoce swej pracy, pogrążając się w kontemplacji swego zielonego pokoju. Odpoczywając z tyłu ogrodu mam zapewnioną niezbędną izolację od świata zewnętrznego, gdyż zarówno roślinność, jak i mur na pewnym odcinku (zarośnięty winoroślą), jak i ściany garażu, wszystko to odgradza mnie od wzroku sąsiadów oraz od ulicy i mogę się czuć naprawdę komfortowo!!!
Zaznaczę jeszcze, że mój ogród ma sporo różnych zakątków, są takie miejsca, które są zacienione przez większość dnia (pod trzema drzewami oraz pod pojedynczym orzechem), są miejsca nasłonecznione praktycznie przez cały dzień, a także takie, do których słoneczko zagląda na jakiś czas, czy to rano, czy po południu, czy wieczorem. O poranku wystarczy, że zwrócę wzrok na prawo - mam krainę cienia, a na lewo - tonącą w słońcu rabatę.
Tytułem wstępu to tyle, a teraz kilka widoczków, na jakie spoglądam w takie poranki rosą pachnące.
gąszcz na słonecznej rabacie
maleńka imitacja ''łąki'' kwiatowej
gąszcz pod orzechem
gąszcz pod orzechem oraz maleńka ''sadzawka'' dla żab
gąszcz pod trzema drzewami
W tych mniej lub bardziej rozległych planach giną kwiatki roślin teraz kwitnących, więc za chwilę trochę kwiecia z mojego ogrodu.