Zebrałam się wreszcie za walkę z tarcznikami. Dziękuję ci, Boguś, bardzo. Nie zajęło mi to jakoś bardzo dużo czasu, a efekt chyba jest. Pewnie, jak wspominałeś, trzeba będzie zabieg powtórzyć, ale narobiłam tyle kąpieli z szarego mydła, że wystarczy z pewnością :-) Zaczęłam myć moją winorośl gąbką do zmywania, ale nie zdała egzaminu, bo bardzo ta szorstka warstwa zaczepiała o korę V. vinifera, zmieniłam więc narzędzie na.... szczoteczkę do zębów :-) To był strzał w dziesiątkę! Poszło bardzo sprawnie. Małą, metalową miskę przeznaczyłam na podręczną, do której spadały tarczniki i w której płukałam szczoteczkę, wymieniając wodę co chwila, wylewając ją do trzeciej miski :-D, z której to, po skończonym zabiegu, wylałam wodę ze szkodnikami wprost do szamba :-(
Nie uniknęłam urwania jednego pędu z kwiatostanem, ale strata znów nie taka wielka, w porównaniu z ewentualną korzyścią. Winorośl ma sporo pąków kwiatowych w tym roku. Może zaowocują. Będą, jak znalazł, dla Witusia :-)
Prawdę powiedziawszy, żałowałam, że jeszcze sobie statywu nie kupiłam, żeby się sfotografować przy całkiem abstrakcyjnej czynności mysia winorośli szczoteczką do zębów :-D Dobrze, że mnie sąsiedzi nie widzieli, bo chyba by mi to popsuło opinię ;-)