W ubiegłych latach jakoś sobie z tym radziłem.
W tym roku tragedia.
Zawsze stosowałem metodę prostą i skuteczną, jak najbardziej proekologiczną:
częste oględziny, wykałaczka, wacik umoczony w denaturacie lub wodzie z odrobiną "Ludwika", potem prysznic.
W tym roku, często wyjeżdam na tydzien, dwa.
Wiec z wizualnym dozorem nie najlepiej.
Po ostaniej prawie dwutygodniowej nieobecności prawie się załamałem:
połowa liści pod rośliną, lepką wydzielinę tarczników mógłbym zbierać do probówki, łodygi ledwo widoczne z pod wszelkich stadiów tarczek - makabra!
Staram się nie stosować "chemii" jeżeli to nie jest konieczne.
Teraz będzie to konieczne.
Co polecicie ???
Może coś profilaktycznie ???
Oleandra nawet nie wynoszę na balkon (choć lubi), aby czegoś nie załapał.
Stojące obok jukki i szeflera, które przecież też są ulubieńcami tarczników, mają się znacznie lepiej, trafiają się na nich nieliczne tarczki, które szybko i bezproblemowo unicestwaiam.
Czyżby trujący związek występujący w oleandrze był przysmakiem tarczników ?
W ogóle co to za trucizna ? (objawy jej działania znam z opisów)
:-(((
2004.10.05 12:44
Wojtek Pusz
Na Pana miejscu zastosowałbym jednak metodę chemiczną. Wszelkie pałeczki owadobójcze są mało skuteczne. Z tarcznikami jest taki problem, że opryskiwanie jest wtedy skuteczne gdy spod tarczek wyjdą larwy. Wówczas każdy preparat kontaktowy zadziała. Natomiast gdy okryją się tarczką to tylko środki układowe wchodzą w rachubę. Polecam Confidor 200 SL (ostrożnie z podlewaniem !!!) lub "tabletki" Tarcznik BR.
Dziękuję !
Niby rośliny oczyściłem ze trzy razy, ale wiadomo, że za parę dni będzie to samo, poniważ znowu wyjeżdżam.
Jednak zdąże te "milusińskie" potraktować którymś z tych środków :-)