Pozwólcie, że się przedstawię :)
Mam na imię Amadeuszek. Mama i Tata dowiedzieli się o mnie 29-05-2004. Wtedy Mamusi wyszły "dwie kreseczki" i zadzwoniła do Tatusia (a gdzie on był? To jasne!
https://www.bio-forum.pl/messages/2/884.html), który od tej pory czekał na mnie niecierpliwie.
Miałem się pokazać na tym świecie 22-01-2005 ale w połowie listopada doszedłem do wniosku, że po co tyle czekać?! No.... lekarze mnie jednak nie puścili (a może to i lepiej?) a na dodatek od tej pory Mamusia nie mogła wstawać z łóżka!
Słuchajcie, co ja sie nanudziłem przez ten czas! Wogóle, to non stop przez trzy tygodnie pakowali mamie kroplówki - a one mi nic a nic nie smakowały! No i postanowiłem, że będę twardy i się nie dam! Nie miałem zamiaru dłużej czekać. Nie podobał mi się pomysł, że mój kuzyn z Wrocawia (jego tata też jest informatykiem) będzie z roku 2004 a ja co? Mam być 2005 ?? O nie!
W środę, 08-12-2004 postanowiłem się urodzić. Po głębszym zastanowieniu sie (14 godzin nie mogłem się zdecydować) wybrałem jednak czwartek, 09-12-2004. Dokładnie pięć minut po północy :)
Ponieważ nie szło jednak tak cacy-cacy a wogóle to i tak było jeszcze za wcześnie, to szybko Pan Doktor mnie zabrał i.... po 1h i 15min od momentu gdy opóściłem brzuszek mamusi wyglądałem tak:
Byłem 53 centymetrowym brzdącem, ważyłem 2530 i byłem cały opuchnięty od tych okropnych kroplówek. Na szczęście szybko się ich pozbyłem, ale wówczas ważyłem już tylko 2100.
Tego samego dnia Pani Pielęgniarka ubrała mnie w całkiem fajne ciuszki i Tatuś mógł znowu mi zrobić fotkę! Niestety zza zamkniętych drzwi, bo musiałem się leczyć...
Fajne były te Pielęgniarki! Mówię Wam, jaki extra ciuszek dały mi na drugi dzień!
Ale to jeszcze nic! Już po sześciu dniach mój kochany Tatuś mógł mnie potrzymać! Ja pierdziu! Ale było mi wtedy dobrze!
Skoro wszystko szło ku dobremu, ja uwielbiałem cyca, Mamusia uwielbiała mnie karmić a Tata pieścić - pojechałem do domu. I tam spałem sobie, jadłem, kupkałem, siusiałem, jadłem i tak w kółko.... Aż przyszedł 24-ty dzień grudnia.
Spałem sobie spokojnie....
aż tu mnie budzą, i mówią, że jest jakaś impreza! Bez sensu - zawołałem - ale Mama i tata nalegali. No to poddałem się w końcu.
Nie wiem, czy nie powinienem dłużej walczyć... Wiecie co oni mi zrobili? Ubrali mi jakąś czapeczkę i położyli obok jakiegoś iglaka!
Normalnie tak! Wiem, wiem... zapach takiej choinki Tacie przypomina las i grzybki, ale po co mnie tam kładł? Che? A.... a może on tak sobie to wydedukował, że skoro pod choinkami są jego ukochane grzybki, to wszystko to co on kocha powinno być pod drzewkiem? Może.... :) Zły na cały świat poszedłem spać.
Wybaczyłem Tacie to drzewko dopiero gdy mnie mocno przytulił :)
Ale dziwni są ci kochani Rodzice. Raz na jakiś czas - normalnie - wkładają mnie do wody i w nosie mają to, że mi się nie podoba!
Leżę w tej wanience, leżę.... i nawet w chwili zadumy
nie kumam o co im biega. Dziwni i tyle.
Generalnie jest spoko :) Trąbię Mamusi mleczko i mam już ponad 4kg! Jak tak sobie leżę i myślę o wandalach, którzy na wiosnę będą bezmyślnie niszczyć MOJE smardze... to aż im chcę dać w zęby!
Ale wówczas przytulam się do Pimpusiowatego mojego Tatusia i cała złość mi ucieka...
No dobra! Koniec tych pierdołek. Dostałem od Mamusi taką fajną butlę, którą napełnia mi mleczkiem (bo nieraz nie mam ochoty na cyca).
A więc wtrąbię setkę mleczka, ubieram się cieplutko
i lecę do lasu na zwiady?! Che? Że co? Że jeszcze nie umiem chodzić? A Wy ciemniaki jesteście! A myślicie, że o czym śnię? :D :)
Pa pa pa!!