Co sadzicie o sposobie "prowadzenia terenów zielonych" zaproponowanym przez dr Łukasza Łuczaja ( http://www.luczaj.com/ ).
(wypowiedź edytowana przez zwieros 14.listopada.2011)
A u nas na osiedlu warczą donośnie wiosną i latem maszyny spalinowe różnego kalibru: kosiarki (ręczne, na kołach, podcinające krzewy)i nowy wynalazek też bardzo głośny - dmuchawy do liści i ściętej trawy. Tak wygląda "prowadzenie terenów zielonych". Czy wraz z postępem muszą rosnąć decybele? I niedługo dojdziemy do wniosku, że nie ma sensu budować bloków mieszkalnych z dala od fabryk.
Czy trzeba prawie 10 razy w roku kosić trawę. Nie raz widziałem i słyszałem, że kosiarki warcząc donośnie kosiły tak, że za nimi kurzyło się, bo leciał suchy piasek - trawy nie było, bo panowała susza, ale kosili i za nasze pieniądze tak umilali nam życie, co woła o pomstę do nieba.
I chwała za to dr.Ł. Łuczjowi, że chce zmienić na lepsze, zamienić monotonną zieleń na ukwiecone łączki. Będą radować się nie tylko ludzie, ale i najrozmaitsze owady korzystające z kwiatów, i ptaki żywiące się nasionami roślin łąkowych, takie jak np.: szczygły, dzwońce, gile.
Teraz nie wiem, czy mam cieszyć się z tego, że od niedawna prawo pozwala chodzić po trawnikach ( ja to robię od prawie dziesięciu lat, ponieważ chodzę do pracy pieszo i na skróty, bo mnie nauczono, że nie wolno deptać nieskoszonej łąki). Jednak - nawet dla zdrowia - będę wydłużał drogę do pracy, by nie deptać ukwieconych osiedlowych łączek, o ile nie będzie wydeptanych przez nie ścieżek. Nie wiem jak chodzić będą inni. Za chodzenie po trawnikach potępiali mnie moi najbliżsi i znajomi z pracy. Teraz im mówię z uśmiechem na twarzy, że ta zmiana została wprowadzona pode mnie i teraz legalnie mogę chodzić po trawnikach, zwracając uwagę na psie odchody.
Basiu, dziękuję za link do witryny, która - a raczej jej autorka - popiera ten inny sposób prowadzenia terenów "zielonych". Podoba mi się bardzo ta witryna i to do tego stopnia, że zamieściłem na swojej witrynie do niej link. Tylko nie bardzo wiem dlaczego autorka dała taki tytuł. Przecież chwast jest pojęciem ekonomicznym a nie przyrodniczym, ponieważ tyczy się roślin, które uszczuplają dochody np. rolnikowi, ogrodnikowi i jeszcze to słowo ma złe zabarwienie emocjonalne - nieprzyjemny wydźwięk.
Gdyby tak się stało jak chcemy np. z pomocą prawa ( dotyczy osiedli w mieście), to producenci tych wszystkich kosiarek bardzo mocno zagniewali by się na autorów tej zmiany. Tak, bo te ich maszyny nie byłyby potrzebne, ponieważ pojawiające się drzewa można by komuś oddać lub - w ostateczności - wyciąć ręcznie. Korzyść z tego jeszcze by była i taka, że wielu by miało okazję poznać nieznane im rośliny, owady i ptaki - laboratorium w zasięgu ręki.
Kiedyś zapytałem prezesa spółdzielni mieszkaniowej dlaczego nie pozwala przekwitnąć mniszkom? A on mi tak odpowiedział: "To jest chwast, który należy tępić". Tyle wiedział o tej roślinie.
Nie zdążyłem go wyedukować, bo złapano go w stanie nietrzeźwym i "wyrzucono" z pracy.
Nie podoba mi się również i to, że administracja po przyłączeniu kawałka lasu kazała z niego usunąć wszystko - poza drzewami- z krzewami łącznie. Tak, bo u nich las, to tylko drzewa. To są - wydaje mi się - efekty tylko edukacji przyrodniczej prowadzonej w szkołach niższego szczebla.
I aby zmiana nastąpiła szybko to - powtarzam - trzeba zastosować bicz prawa.
#1540
od listopada 2006
Jakby dało się dzięki grupie pasjonatów (ich zaangażowaniu) wkomponować nieskomplikowane figury geometryczne z łąkami kwietnymi w monotonnym trawniku to efekt mógłby być interesujący. Chyba na każdym osiedlu znajdzie garstka osób by się w coś takiego zaangażowała. Przypadkowo taką działalność pasjonatów z Singapuru gdzieś oglądałem w telewizji.
Można by nawet pokusić się o odtworzenie ze starych zdjęć fragmentów roślinności jaka kiedyś rosła przed wybudowaniem osiedla. Dalej idąc dorzucić jeszcze ewentualny krótki opis wyjaśniający cel utworzenia, opis dzikich roślin i ich znaczenia dla owadów, zwierząt... tak, by każdy wiedział o co chodzi.
Myślę, że samopoczucie mieszkańców miasta by się nieco poprawiło.
Ot takie luźne myśli:-)
Do Basi - to jest ten sam typ urozmaicenia miejskiego krajobrazu jak przypadku muchomora szyszkowatego z miejskim parku. To klucz do zaciekawienia przyrodą i choć niewielkiej zmiany świata na lepszy, przyjaźniejszy i zdrowszy.
#315
od marca 2008
Wiecie, pamiętam zapach dzieciństwa, kiedy to latem chodziłam z mamą i bratem nad Sołę (w Oświęcimiu), na skróty ze "starego osiedla" właśnie przez łąki (kwitnące). A koc rozkładało się też na łące z różnymi kwiatuszkami i trzeba było uważać, żeby przez przypadek nie nakryć jakiejś pszczółki pracowitej...
Jak nam się znudziło chlapanie w rzece to mieliśmy co robić - zrywanie kwiatków, plecenie wianuszków, wyszukiwanie jak największej ilości różnych gatunków, próbowanie które roślinki nadają się do jedzenia i które są najsmaczniejsze...
Pamiętam smak "serduszek" i szczawiu zerwanego w czystym terenie, chociaż tak niedaleko (około 5 km) był brudny "CZARNY ŚLĄSK".
Chyba wolałabym oglądać (nawet w miastach!) ukwiecone łąki niż wystrzyżone trawniki - zwłaszcza w parkach!
#1541
od listopada 2006
Nie mieszkam w mieście więc krótka piłka.
Jak myślicie, czy w miastach nie znajdą się tacy, którzy mają podobny "zapach dzieciństwa" jak Małgosia?
Nie ma takich? W ogóle? Nikogo?
Hm...?
:-)
#5558
od kwietnia 2004
Aniu, dziękuję. :-)
Krzysztof, masz rację.
Ja już dawno zachwyciłam się Norwegią, między innymi dlatego, że tam nikomu na trawnikach w mieście nie przeszkadzały łąki, jagody i grzyby. A w Polsce przeszkadza. Muszą być "angielskie" trawniki. A jak to wygląda w praktyce? Wygryzione łaty w żółtych suchych rżyskach. I ten upiorny hałas i smród kosiarek.
To nie jest prowadzenie zieleni. To jeszcze jeden sposób na dorabianie się na frajerach, czyli na nas. Tak, jak i "planowe" okaleczanie drzew.
W przyszłym roku postaram się zrobić pierwszy i mały krok w tym kierunku - poproszę władze osiedlowe, by - tak dla eksperymentu - zrezygnowały z koszenia jakiegoś, albo przeze mnie wybranego, małego kawałka trawnika. Jeśli ci nie wyrażą zgody to pójdę do służb drogowych, które też koszą tyle że rzadziej.
Co o tym sądzicie?
Będziesz miał ciężką przeprawę. Chyba, że mieszkasz wśród inteligentnych ludzi. Powodzenia.
#6581
od stycznia 2007
I ja życzę powodzenia :-)
Krzysztofie, autorka "chwastowiska" celowo nazwała swój blog tak przekornie ", a gdy pokazuje co znajduje na tych swoich chwastowiskach to wzbudza podziw i zachwyt nad bogactwem przyrody nawet w takim wielkim mieście jak Warszawa/
Tylko trzeba dać tej przyrodzie odrobinę miejsca, by mogła istnieć obok nas ...
Jolu i Basiu - dziękuję.
Zdaję sobie sprawę z tego. że to będzie bardzo trudne, ale też i wiem, że ludzie coraz więcej wiedzą o przyrodzie, coraz bardziej do niej tęsknią i przybywa popierających ochronę przyrody.
Tu posłużę się takim oto dowodem: Opodal mego osiedla są spore trzcinowiska, które były każdej wiosny palone. I tak było to do niedawna. Obecnie tego procederu nie ma.
Ale niechęć do bobrów nadal istnieje, ponieważ w wymienionym terenie podmokłym z małą rzeką zadomowiły się bobry. Tam gdzie są bobry tam i są tamy powodujące spiętrzenia wody w ciekach i ścięte drzewa. Te tamy jednak komuś przeszkadzają i ten ktoś regularnie je niszczy.
Ale o tym więcej napiszę w nowym wątku.