Długo czekałem na ten wyjazd. Wiedziałem, że albo będą grzyby w Ocyplu, albo nigdzie. Zależało mi bardzo na grzybach koszykowych. Właściciel ośrodka Pan Wojtek okazał się bardzo sympatyczny i w każdej sytuacji potrafił nam pomóc. Brawa dla całego zespołu ośrodka : żony i syna ( Pana Wojtka ), kucharek i pomocy kuchennej.
Grzybów było aż nadto. Podgrzybki, płachetki kołpakowate, maślaki, kozaczki i jeszcze prawdziwki sosnowe, rzadko szlachetne. W gąszczu przeróżnych gołąbków, czubajek, zasłonaków śluzowatych spotykało się tak zwane ''kurniki''. Co chwila ktoś ze zbierających krzyknął: uwaga - drób. Kurki, chociaż o wyrazistym kolorze potrafiły chować się w grubych mchach. Duży kosz czy ogromne wiaderko, to kwstia ponad godzinki. Wpadłem w amok zbieractwa i już we wtorek, byłem zasypany grzybami. Wszystko to trzeba było obrobić ( suszone, gotowane w zalewie, gotowane bez zalewy, pieczone w formie sałatek i porcji do pizzy i wszystko w słoiki do pasteryzacji ). Wieczorem codziennie w świetlicy imprezy z gitarą do godziny 0:00 a nawet później. Piwko smakowało, głosy nie odmawiały posłuszeństwa do ostatniego wieczoru - dopiero dzisiaj mam chrypkę :-)
Zasadziliśmy ( dzięki Krzyśkom Firgolskim ) naszego dęba ''Grzybofisia'' i wbetonowaliśmy tablicę informacyjną. Zjedliśmy dzika, zrobiliśmy aquapark, wszyscy częstowali się ''pralinkami zlotowymi'', każdy otrzymał nie jeden obrazek malowany od nieobecnej niestety naszej grzybofiśki ( Słowik ), które przywiozła dla nas jej córka z wnukiem. Ula też zrobiła nam wspaniałą dokładkę do dzika - pieczone kanie :-)))) Jak zwykle Cropkipper przywiózł skrzynie grzybów z jego hodowli do kuchni ( nasze kucharki były przstraszone widokiem takich dziwnych grzybków ) między innymi shitake i boczniaki królewskie ( nowa odmiana ). Kucharki oczywiście zrobiły grzybki w sosie śmietankowym, ale podczas gotowania, nie zdecydowały sie nawet spróbować potrawy. Trzeba było lekko dosolić i były pyszne :-)
Mirki2 jak zwykle przdstawili swoją kolekcję kurkówek, hubówek, ametystówek i tylko Oni wiedzieli, czego tam jeszcze nie było. Ze stolika zrobili barek jak w najlepszym londyńskim drink-pup'e ( a coś mi sie wydaje, że w Londynie i innych miastach świata, takich alkoholi nie widziano ). Na stołach pokazały się sałatki z grzybów i warzyw i na Boga, moge tylko przypuszczać, że były tam wyroby Tereski, Sudomirów powno, jeszcze kogoś.
Dzika zjedliśmy - był pyszny i nie zabrakło nikomu - dokończyliśmy na śniadaniu.
Włodek - nasz artysta nr1 zrobił ze spotkania przemiłą zabawę ze śpiewami, od których nikt nie stronił i z piosenki na piosenkę przybywało słuchaczy, którzy stawali się zaraz śpiewakami :-)
Nawet nasz Janek ( Emeryt ), który nie widział miejsca na naszym zlocie takim rodzajom rozrywki, bawił się do łez :-) ... ba ... nawet zaśpiewał solówkę :-)))
Tydzień przelecuiał jak z bicza strzelił, ale teraz juz wiem, że to niezbedne minimum czasowe na tego rodzaju zlotach.
I ostatnia już informacja dla wszystkich - następny zlot w tym samym miejscu ale ... od 9 września do 18 września. Zaczynamy od zlotu a kończymy wczasami :-)))
Jeszcze kilka moich fotek - niestety nie miałem czasu ich robić - grzyby, grzyby i jeszcze raz grzyby :-)
Do zobaczenia na następnym zlocie :-))))
(wypowiedź edytowana przez old_rysiu 27.września.2010)