#1862
od października 2007
Dwa dni temu tuż obok mojego domu ktoś rozjechał panią jeżową. "Dzikie" miejskie zwierzęta przebiegają przez Santocką bardzo często - przychodzą w odwiedziny, na polowanie albo właśnie wracają z wycieczki na CC, na stałe gnieżdżąc się w ogródkach pełnych warzyw, owoców, smacznych dżdżownic i tłustych, wypasionych ślimaków. Zimą towarzystwo przychodzi poleżeć na ziemi ogrzanej instalacjami CO i pod ciepłymi silnikami samochodów.
Jeżowa tragedia drogowa (ja chyba znałam tego jeża!) ma jednak najprawdopodobniej dalej idące konsekwencje - pół godziny temu spotkałam sto metrów od domu (na "skrótowej" ścieżce w opuszczonym ogrodzie) samotne, śmiertelnie przerażone jeżątko. Nie chciałam go stresować latarką, więc przywitałam się/pożegnałam z malcem i zostawiłam go, ale kiedy doszłam do domu, zdałam sobie sprawę, jak to zwierzątko było młode. Miało najwyżej 10 cm długości. To musi być drugi, jesienny miot, więc urodził się ze dwa-trzy tygodnie temu.
Czy on i jego rodzeństwo mają szansę przeżyć samodzielnie? Jeśli zabita jeżowa była ich matką (a to niemal pewne), to prawdopodobnie wciąż krążą w pobliżu. W nocy (teraz) można by je bez trudu "wysłuchać" i zebrać, a następnie zanieść do kompetentnych osób, zdolnych je odchować.
Powinnam interweniować?
#5334
od stycznia 2007
W Poznaniu pomocą dla zwierząt w takich trudnych sytuacjach, jak np. utrata rodzica, zajmuje się Ogód Zoologiczny, co więcej Straż Miejska przyjmuje takie zgłoszenia i przekazuje zwierzaki do ZOO :-)
#1864
od października 2007
No tak, ale przede wszystkim chciałam się dowiedzieć, czy tak młody jeż może sobie sam poradzić. Bo uważam, że nie należy interweniować, jeśli sytuacja bezwzględnie tego nie wymaga. Cóż, w tym przypadku ewidentnie niewłaściwie oceniłam sytuację.
#5339
od stycznia 2007
Paula, nie jestem alfą i omegą, nie wiem wszystkiego, mogłam tylko podpowiedzieć pewne konkretne rozwiązanie jakie znam "ze swojego terenu".
Kiedyś na forum konsultowałam zdarzenie z sikorką, która wypadła z gniazda, znalazła się na brzegu jezdni i ewidentnie groziło jej rozjechanie. Ja ją przeniosłam o kilkadziesiąt m w bezpieczne parkowe miejsce i "organizowałam interwnencję" do czasu, gdy pojawił się ku mojej radości rodzic sikorki :-)))
Twój jerzyk jednego rodzica stracił ....
Wrzucając temat na forum szukasz porady, ale jednocześnie Twoja sytuacja może być dla nas szkoleniówką na wypadek, gdybyśmy mieli podobne zdarzenie, podpowiedzi są potrzebne, ale i rozwiązanie sytuacji z konkretnym uzasadnieniem też potrzebne, i Tobie i każdemu z nas, jeże giną dość nagminnie, warto wiedzieć czy można i należy dawać wsparcie napotkanym młodym jeżowym sierotom ...
Z tego co ja się orientuję, to z jesiennych miotów wiele młodych jeżyków umiera, nawet mając koło siebie mamę. Gdzieś tam kiedyś, dawno temu, wyczytałem to w fachowej literaturze, jeśli się nie mylę to Przeglądzie Zoologicznym.
#1868
od października 2007
Już zasięgnęłam porady fachowca. To prawda, że jeśli pogoda nie sprzyja albo mało jest pokarmu, to jeżyki z jesiennego miotu często umierają. Warto przy tym wiedzieć, że drugi miot u jeży często pojawia się wtedy, gdy matka straciła pierwszy, wiosenny.
Jednak jeż tak młody, jak ten napotkany przeze mnie, bez matki w każdych okolicznościach ma zerowe szanse na samodzielne przeżycie.
Powinnam była zabrać tego malca - pewnie jeszcze tej samej nocy stał się posiłkiem jakiegoś drapieżnika albo zdziczałego psa. Mogę się tylko pocieszać, że to i tak lepszy wariant niż powolna śmierć z głodu.
Lubię jeże - jakieś siedem lat temu mieszkałam w tak "jeżowej" okolicy, że w letnie noce wychodziłam na spacer i bawiłam się w ich tropienie i liczenie. Właściwie nie było co tropić, wystarczyło chodzić cicho - jeże bardzo hałasują i bez problemu można je namierzyć na słuch. A potem wystarczy nakryć/odkryć gościa, bo w obliczu zagrożenia większość osobników zamiera w bezruchu. Pewnej nocy "zaklepałam" 31 sztuk w ciągu godziny. Najwspanialszy kolczasty "czołg" miał ok. 37 cm, tzn. moja ręka od łokcia do kostek palców dłoni (mierzone bez dotykania). Fukał tak, że naprawdę można się było przestraszyć ;-)
Z tamtych czasów mam wpojone, że choć jeże są super, to bez potrzeby absolutnie nie należy ich dotykać, bo ZAWSZE (zawsze!) mają pchły, a do tego mogą przenosić wściekliznę. Być może dlatego teraz z takim dystansem podeszłam do napotkanego malucha, zamiast od razu go przygarnąć :-(
#299
od czerwca 2008
skoro matka zginęła z powodu człowieka to obowiązkiem człowieka jest ingerować, a raczej wziąć odpowiedzialność za młode