#1836
od października 2007
6 i 13 sierpnia do Gazety Wyborczej dołączone zostały dwa tomiki składające się na "Kieszonkowy atlas grzybów" autorstwa Waltera Paetzolda i Hansa E Lauxa. [Jak kieszonkowy, to wypadałoby go wydać w jednym tomku, ale ja się zawsze tak dziwnie czepiam - w końcu kasa przede wszystkim].
Moim zdaniem ten przewodnik jest potencjalnie zabójczy dla ludzi, którzy zdecydują się zaufać mu podczas zbierania grzybów. Te jadalne, smaczne i gorąco polecane lejkówki, zasłonaki (!), LBM-y i inne, według autorów absolutnie bezpieczne i niemożliwe do pomylenia z żadnym innym gatunkiem... Tak, niemożliwe do pomylenia, jeśli dysponuje się mikroskopem, jak autorzy książki!!!
W prazeszłym roku (czyli w minionym sezonie) z Gazetą Wyborczą rozpowszechniany był atlas grzybów Marka Snowarskiego. Jednak grzyby nie odpuszczają, każdego roku wymagając od biednej, zdesperowanej redakcji (na zasadzie "myśl raz sprzedana nie może być sprzedana po raz drugi, a przynajmniej nie od razu") tworzenia i dołączania do nakładu nowych podręczników zbierania/niezbierania grzybów.
Jako że poza atlasem Marka niewiele sie u nas w Polsce znajdzie, GW sięgnęła do źródeł niemieckich. Niemcy maiewają rewelacyjne atlasy i przewodniki grzybiarskie (Hofrichter powinien trafić do torby każdego grzybiarza). Ale moim zdaniem tegoroczny "Kieszonkowy atlas grzybów" Gazety Wyborczej, choćby ze względu na uwzględnione w nim gatunki i niezrozumiały dla laików język, na pewno nie jest przeznaczony dla początkujących grzybiarzy. Może (i to całkiem realne zagrożenie, bo to w końcu najpopularniejsza gazeta codzienna w kraju) doprowadzić do potencjalnie śmiercionośnych pomyłek.
Wydanie tak niedoredagowanej publikacji uważam za skrajnie nieodpowiedzialne. Tę opinię podzielają moi znajomi, choć to wcale nie mykofisie, a po prostu zwykli grzybiarze.
Czy ktoś z bio-forum oglądał ten atlas i ma zdanie na ten temat?
#1841
od października 2007
Przepraszam za zwłokę - dopiero wczoraj wróciłam z długiego wyjazdu.
W polskim wydaniu to jest chyba zupełnie inna książka:
1. Zasłonaki polecane do jedzenia: Cortinarius varius, Cortinarius muscosus (i tutaj z uwagą, że "wszystkie zasłonaki z rodzaju Myxacium są uważane za przynajmniej nietrujące").
2. Nie uwzględniono toksyczności niektórych gatunków w połączeniu z alkoholem, lub nawet w dwa dni po/przed jego spożyciu), co w naszej kulturze raczej ma znaczenie... Informacja "wchodzi w reakcję z alkoholem" przy oznaczeniu "jadalny" nie jest żadną informacją.
3. W niektórych opisach pojawia się kategoryczne stwierdzenie, że dany gatunek jest niemożliwy do pomylenia z innym albo nie ma podobnych trujących. Kilka przykładów:
Czernidłak kołpakowaty - "Możliwość pomyłki: nie istnieje".
Boczniak ostrygowaty - "Możliwość pomyłki: Istnieje kilka innych, również jadalnych gatunków z rodzaju boczniak"
Najbardziej mój ulubiony opis: "Telamonia i Hygrocybe, będące podrodzajami zasłonaków, należą do najtrudniejszych do rozróżnienia grup grzybów ze względu na różnorodność gatunków i niejednoznaczność ich opisów. Na szczęście zasłonak osłonięty dzięki obrączkom na trzonie jest niepowtarzalny".
Lejkówka ziemnozwrotna... eh, długo by można.
4. Regularne odwoływanie się do cech mikroskopowych w sekcji "Możliwość pomyłki" - kto chadza do lasu z mikroskopem?
5. Objaśnienia pojęć opisujących cechy morfologiczne zostały rozproszone w kluczu, jako ilustracje do konkretnych rozgałęzień klucza, zamiast najpierw syntentycznie i całościowo zaprezentowane w formie zestawień (szkoda, że nie mogę tego zeskanować, ale to już by było naruszenie praw autorskich). Czy "przeciętny grzybiarz" potrafi z miejsca i od razu posługiwać się kluczem do oznaczania gatunków, bez znajomości podstawowych pojęć?
Takie banalne sprawy, jak np. sposób przyrośnięcia blaszek, zostały w ogóle pominięte.
6. Klucz jest w drugim tomiczku, więc żeby się nim móc posługiwać, to trzeba obie części książeczki skleić ze sobą (ale to już ewidentnie wina wydawcy).
7. Czytałam, że młode owocniki lejkówki mglistej (Clitocybe nebularis), tak bardzo polecane przez autora, są niezwykle ciężkostrawne i u dzieci, osób starszych, wrażliwych mogą powodować bardzo poważne zatrucia. Starsze owocniki są ponoć normalnie jadalne, ale i tak jednak zapytam na forum, zanim spróbuję.
8. W PRZYPADKU WIĘKSZOŚCI GATUNKÓW CHRONIONYCH NIE ZAMIESZCZONO ODPOWIEDNIEJ INFORMACJI, zamiast tego podając ciekawostki, w rodzaju:
Promieniak wilgociomierz (Astraeus hygrometricus) - "Rada: Nawet po kilku latach przechowywania na sucho otworzy się, kiedy położymy go na wilgotnym talerzu".
Ozorek dębowy (fistulina hepatica) - "Rada: Grzyb ten jest polecany jako namiastka wątróbki; jako wegetarianin wolałbym z niego jednak zrezygnować, a pozostałym smakoszom polecam prawdziwą wątróbkę".
A teraz menu z samych gatunków o statusie E na czerwonej liście:
Albatrellus confluens - "Możliwość pomyłki: Istnieje najprędzej z naziemkiem owczym (Albatrellus ovinus) i naziemkiem żółtopomarańczowym (Albatrellus subrubescens). Ze stuprocentową pewnością można je rozróżnić podczas przyrządzania. Podczas gdy miąższ naziemka ceglastego pozostaje kredowobiały, u naziemków owczego i żółtopomaroańczowego po podgrzaniu przebarwia się kanarkowożółto".
Hehe, warto wiedzieć.
Generalnie - nie wiem, ile w tym winy tłumacza, a ile redakcji, ale wyszło nieszczególnie. I potencjalnie groźnie - zarówno dla ludzi, jak i rzadkich gatunków.
#222
od września 2005
Z tego, co piszesz... wydanie Gazety Wyborczej wydaje mi się jednak właśnie tłumaczeniem tej książki, o której w poprzedniej odpowiedzi pisałem. Widzę, że bardzo dokładnie przestudiowałaś to polskie wydanie :-))).
Generalnie można jednak powiedzieć, że książka o grzybach dla początkujących w wydaniu autorów mieszkających w Niemczech (Paetzold mieszka na południowym-zcchodzie Niemiec) ma inny środek ciężkości (grzybowy), niż książka wydana np. w Polsce. Dla kogoś, kto jeszcze nigdy nie znalazł gąski zielonki możliwość pomyłki jest na pewno o wiele większa, niż dla kogoś, kto mieszka pod sosnowym piaszczystym lasem na północy Polski i zbiera zielonki na co dzień, nawet gdyby się na innnych grzybach nie znał. Stąd inne podejście do gąsek zielonek, a inne podejście do niektórych zasłonaków…, jak u Paetzolda/Lauxa.
Będziesz Paula na zjeździe w Borowym Młynie? Ja w każdym bądź razie przywiozę oryginały książek Laux/Paetzold, dobrze byłoby oba wydania wziąć pod lupę...
Cortinarius varius, Cortinarius muscosus - tak, tak - chyba mi się poprzednio "skleiły kartki", w oryginale są również podane jako jadalne. Osobiście ich jeszcze nigdy nie znalazłem (a chciałbym!).
Coprinus comatus - czernidłak kołpakowaty, w oryginale pisze, że możliwość pomyłki jest mało prawdopodobna ("...kaum moeglich..."). Nie pisze jednak, że możliwość pomyłki "nie istnieje" - może tłumaczenie jest niezbyt precyzyjne. Osobiście nie lubię zbierać czernidłaka kołpakowatego, ponieważ on się "rozpływa w atrament" już po krótkim czasie, jeszcze w lesie - i nigdy go nie umiem donieść w dobrym stanie do domu. Ponoć jest jednak bardzo smaczny. Jeśli jednak rozpozna się rodzinę jako taką (czernidłaki), wtedy pomylić się jest wyjątkowo trudno - C. comatus to chyba jedyny czernidłak o formie walcowatej, biało-łuskowaty kapelusz, szczególnie młode osobniki.
Co do toksyczności niektórych gatunków – jestem tego samego zdania jak i Ty: dobrze byłoby np. napisać, że Coprinus atramentarius (czernidłak pospolity), którego jest o wiele więcej niż Coprinus comatus (a którego brak w oryginale i pewnie również w tłumaczeniu?), wywołuje rewolucje zdrowotne nie tylko bezpośrednio przy alkoholu - również 2-3 dni zarówno przed jak i po spożyciu alkoholu.
„Promieniak wilgociomierz (Astraeus hygrometricus) - Rada: Nawet po kilku latach przechowywania na sucho otworzy się, kiedy położymy go na wilgotnym talerzu"… - w oryginale pisze jedynie, że „kann nach Jahren trockener Aufbewahrung auf einem trockenem Teller ‘turnen’ – to znaczy, że po latach suchego przetrzymywania, położony na mokrym talerzu umie ‘zagimnastykować’ – jak widać, beznadziejne więc tłumaczenie – a to znaczy raczej w dowolnym tłumaczeniu, że gwiazdosz wtedy się ‘wyprostuje/podniesie’.
Mało o czerwonej liście w tej książce – tłumacze nie zrobili sobie widocznie trudu, polską czerwoną listę zacytować przy opisie poszczególnych gatunków. W Niemczech pod ochroną gatunkową są często inne grzyby niż w Polsce.
Jestem ciekaw, czy to tłumaczenie zrobił mykolog (lub ktoś pod okiem mykologa)? Nie wyobrażam sobie właściwie innej opcji. Zresztą, nie chciałbym tutaj za bardzo polemizować z autorami tłumaczenia, ponieważ tego polskiego wydania nie miałem jeszcze w rękach. Orginał niemiecki podoba mi się jednak, mimo, raczej małych, „niedoskonałości”.
#1850
od października 2007
Będę w Borowym Młynie, a więc też wezmę ze sobą polskie wydanie i będzie można porównać. I ponarzekać na tłumaczy... ;-)
#114
od października 2006
Różnica w tradycji i prawie naszych krajów /Polska-Niemcy/ jest tu bardzo widoczna. Myślę, że na tym można by oprzeć dalsze wnioski, czyli,że to nie byli tłumacze tylko ktoś sobie to ot tak przetłumaczył bez wdawania się w szczegóły i bez sprawdzania polskich realiów. Największą jednak winę ponosi wydawca, który nie sprawdził co dołącza do swojego wydawnictwa.
Do zobaczenia na zlocie