Początek spaceru w piątkowe popołudnie i cóż? Czyżby jeden z pierwszych koszykowych?
A w ogóle to zaczęło się w konwencji jak u Hitchcocka - na początek trzęsienie ziemi, a potem to już tylko dalszy wzrost wrażeń!!!!!
Na początek Ramarie wielkości grzybkowych piramid:
te na kolejnym zdjęciu "schodzą spacerkiem nad jezioro"):
poprzez focone przez wszystkich po kolei purchawki jeżowate i borowiki ponure:
a do tego monetki bukowe, kilka gatunków na wypalenisku, młodziutkie dzieżki, goździeńce, piestrzyce zatokowe i kędzierzawe i inne cenne oraz bezcenne, których ja na żywo jeszcze nigdy w życiu nie widziałam, a teraz to pewnie dłuuugo nie zobaczę :-(((((
I znów grupowe zajęcia w podgrupie "zasłonak jakiś?"
Potem nastąpiła kolacja uświetniona przyjazdem znamienitych Zlotowiczów Ani i Krzysia. Jednym z bardziej emocjonujących momentów była ... degustacja jaja sromotnika smrodliwego, bezwstydnym zwanego pod przewodnictwem Ani, kto nie spróbował, niech żałuje!
Kolejny dzień i zwiedzanie w Szymbarku.
Na pytanie o te grzybki, nasz Przewodnik odpowiedział "a to niewypał", na co mnie nasunęła się odpowiedź "wypał, wypał, jak najbardziej wypał" :-)))))
A działo się to w bezpośrednim pobliżu najdłuższej deski świata - z certyfikatem!!!
Oto kandydaci na kandydata na prezydenta, aby wiadomo było, na kogo głosować :-))) Proponuję hasło: "Grzybofiś na prezydenta!!!" (i tylko wybór między Panem Grzybofisiem, a Panią Grzybofisiową) (Grzybofisiu Wojtku, sorko, ale głosuję na Panią Grzybofisiową, Panie górą! ;)
Teraz po zwiedzaniu domu z Syberii, wagonu dla zesłańców i kościółka z cennymi pamiątkami zmierzamy do odwróconego domu:
I w domu:
I przed domem (a raczej w oknie domu ;)
Tu grupa po wyjściu z odwróconego domu oraz reszta tejże grupy ;-)))
Moje odczucie po "wyjściu" z odwróconego domu - jak wyrzucona z katapulty! Słabo robiło się już na sam widok wnętrza, a na piętrze ..... słoiki z wodą nie spadają z krzywo stojącego stołu! - czy aby z grawitacją tu wszystko jest OK? Niestety fotki niet :(
Po powrocie do ośrodka cóż widzę - focących przy samym domku dorodne dzieżki rosnące na trzech pniakach. Barwy dzieżek mogłyby służyć za wzorce do palety barw najlepszych mistrzów.
A to widok ze stanowiska dzieżek ku jezioru:
Mobilizowana, by nie tylko nosić statyw ze sobą, ale również go używać, już blisko zmroku fociłam w sposób, który wszak bardzo lubię - długie czasy naświetlania, by ogół cech był dobrze widoczny i pomagał w rozpoznawaniu grzybków. Ja wówczas siedzę obok i mam czas na podziwianie urody grzybka :-)))))
Pokrywa orzeszka bukowego świadczy o rozmiarach kapelusza.
Potem nastąpiła kolejna urocza kolacja, tym razem okraszona pieczonym dzikiem, nalewkami, grzybkami, śliwkami i śledziami we wszelkich postaciach, w tym przygotowanych wg specjalnych wiele lat opracowywanych receptur :-))))) SMAKOŁYKI!!!!! Niestety u mnie fotka tylko jedna i to jeszcze ucinająca osoby będące po bokach, przepraszam :(
Kolejnego dnia o poranku w przerwach pomiędzy moim (czyt. grzybowego i fotograficznego nuworysza) megaamatorskim foceniem mogłam obserwować, jak powstaje fota na któryś z miesięcy, albo okładkę nowego kalendarza :-)))))
A ja w przerwie pomiędzy fotografowaniem grzybków, widłaków, śluzowców i pijanego muchomorka czerwonego przyłapałam takiego leniwego robaczka, który dał się sfocić o wiele łatwiej, niż poprzedniego dnia ruchliwa żabka, wskazana przez Wojtka, a nagoniona w moją stronę przez Marka. Moje zdjęcia z tego poranka dopiero po obróbkach znajdą się na forum, jako że RAW, ciekawe, jak poradzę sobie z ich obróbką :)
Przejmował mnie do głębi los ściętych i porzuconych szyszkowców, jednak pocieszono mnie, że grzybki posypią skoro w lesie zostały (dane o stanowisku zostaną przekazane Mirkom i Wojtkowi włodarzom tych terenów, a oni już zdecydują, co z tym dalej). (Dopisek: ścięte i porzucone, ale nie przez Zlotowiczów :)
I jeszcze ostatnie ćwiczenie z porostów rosnących na poruszanej tchnieniem wiatru gałązce:
I końcowy akcent w postaci dorodnych i młodszych gniewusów, który dopełniał wrażeń - kolejne z grzybowych marzeń się spełniło :-)))))
I już powrót do domu, a w domu następnego dnia łezka, że to już naprawdę po .....
I tylko sorko, że onieśmielenie w gronie znamienitych znawców grzybów i fotografowania brało górę, że z powodu tremy zapominałam nazwy nawet pospolitych grzybków, a niekiedy miewałam trudność ze sformułowaniem prostego zdania .... :-(((