#3171
od stycznia 2007
Wielkie dzięki za linki, zabieramy się za czytanie!!!!!
:-)
#332
od października 2007
Uff - dołożyłeś lektury niczym belfer przed maturą ;-) ale już coś wiemy. Trudno zbagatelizować ten problem, mamy siedliska wielu ważnych gatunków a jednocześnie obawy mieszkańców o zalanie ich...siedlisk. W przypadku Warszawy biorąc pod uwagę i tak bardzo powolny nurt Wisły w tym miejscu, można chyba zaryzykować tezę iż wycinka drzew niczego konkretnego, poza dobrym samopoczuciem - ale oni zawsze mają dobre samopoczucie - urzędasa.
Ja osobiście widzę rozwiązanie...Salomonowe - otóż od dziesięcioleci wiadomi że nie ma lepszego miejsca na gniazdowanie niż...ogłowione wierzby - ten sam manewr można by zastosować w międzywalach, zamiast wycinki...przycinka - starodrzew (w przypadku wierzby dziesięć lat to już stare drzewo)W ten sposób nie dość że zapewnimy wystarczający przepływ wody w razie powodzi, ale też zapewnimy dostatek miejsc lęgowych dla ptactwa łęgowego.
Natomiast co do działań ekologów - myślę że były by bardziej skuteczne gdyby choć część swego zapały, poświecili na ...edukację i dowiedzieli sie co konkretnie tam rośnie, jakie to konkretnie ma wartości i czemu to konkretnie służy.
Poza tym trudno nie uznać międzywali jako swoistego trzeciego środowiska - nie jest to środowisko naturalne, nie jest to też środowisko synurbanizowane.
Na zajęciach kiedyś jeden profesor nam mówił, że planowana za komuny inwestycja budowy zbiornika retencyjnego na południu Warszawy (fragment kaskady Wisły) nie była do tego stopnia przemyślana, że dopiero hydrogeolodzy z własnych niezależnych badań dostarczyli opinii, że takie a nie inne piętrzenie spowoduje zalanie piwnic w budynkach prawie całej Pragi :D
Niestety nie mogę w tym momencie opracować nic więcej, ponieważ mam za kilka dni obronę i muszę się uczyć. Pozdrawiam i obiecuję, że w przyszłości zamieszczę tu obszerniejsze opracowanie :)
Trochę mało konkretów jak dla mnie, żeby mieć zdanie na ten temat. RZGW jest tu w bardzo niezręcznej sytuacji. Wycinając te łęgi nikt nie będzie mógł im zarzucić zaniedbań, ale narażą się ekologom, jeśli tego nie zrobią i przyjdzie wielka woda, wtedy cała Warszawa będzie miała do nich pretensje (niekoniecznie słuszne), ale i tak winę im się przypisze. W sąsiednim wątku jest identycznie taki sam przykład. Jakiś pismak, lub inny redaktor puścił plotkę o starodrzewiu, rzekomo przyczynił sie do zatopienia Wrocławia w czasie powodzi...
Niestety kompromisy są tu bardzo trudne. Weźmy dość głośną sprawę odstrzału bobrów jak dobrze pamiętam to gdzieś w okolicach Nowej Soli, i chyba Płocka. Co do miejsc mogę sie mylić bo było to już ładnych kilka lat temu. Środowiska ekologiczne były oburzone tym, że konserwator przyrody wydał pozwolenie na odstrzał kilkuset bobrów, które kopały nory w wałach przeciwpowodziowych. Szczerze powiedziawszy nie chciałbym być na miejscu osoby władnej i podejmować decyzje, gdyż nie ma tu salomonowego rozwiązania. Owszem teoretycznie można by było próbować wyłapać bobry i je przesiedlić, tylko nie było komu tego zrobić...
#423
od października 2007
Cóż... myślę że Salomonowe rozwiązanie by się znalazło...
Popatrzmy na te łęgi, jak już ustaliliśmy starodrzewu tam zwyczajnie nie ma, nie ma więc co chronić, natomiast chronić można i trzeba to co stanowi ostoję dla zwierzyny, szuwary, zarośla wierzby itp - ale takie zarośla z drugiej strony mają niewielki wpływ na fale powodziową. Sądze że gdyby stworzono zespół fachowców hydrologa, ornitologa ekologa, botanika itp to potrafił by on wskazać takie rozwiązania (np - wycinka częściowa, mogąca przyspieszyć przepływ wody powodziowej), by uzyskać zarówno ochronę gatunków łęgowych, jak i ludzkich siedzib.
W tym kontekście najbardziej winnymi są ... wcale nie ekolodzy, ale...urzędnicy, właśnie Konserwatorzy Przyrody, i ludzie odpowiedzialni za utrzymanie wałów w należytym porządku, do do ich obowiązku należy zebranie takiego zespołu, umożliwienie mu pracy a następnie ścisłe wykonanie zaleceń.
Penetrowałem ostatnio łęgi wokół Wątoku (taki strumień płynący przez środek miasta - trafiłem...ZIMORODKA - niestety nie aparatem więc nie mam zdjęcia, ale wiem gdzie mieszka, i będę na niego polował - więc można przyjąć że na łęgach Wiślanych mamy nieporównywalnie większe bogactwo.
"Popatrzmy na te łęgi, jak już ustaliliśmy starodrzewu tam zwyczajnie nie ma, nie ma więc co chronić, natomiast chronić można i trzeba to co stanowi ostoję dla zwierzyny, szuwary, zarośla wierzby itp - ale takie zarośla z drugiej strony mają niewielki wpływ na fale powodziową."
Maćku jesteś w wielkim błędzie. Nie chcę się tu się rozwodzić nad szczegółami obliczeń hydraulicznych, bo nie sądzę by był ktoś nimi zainteresowany. Podam kilka przykładów współczynników szorstkości dla terenów zalewowych według Ven Te Chow,najczęściej wykorzystywanych przy obliczeniach prędkości przepływu w korytach otwartych.
- Wiklina o średniej lub dużej gęstości w warunkach zimowych 0,045
- Wiklina o średniej lub dużej gęstości w warunkach letnich, oraz powierzchnia pokryta drzewami 0,070
- gęsty wierzbowy gaj w warunkach letnich 0,110
- duża ilość pni, nieliczne zwalone drzewa, niewielkie poszycie lasów przy poziomie wody poniżej kron drzew 0,080
- jak wyżej przy poziomie wody zatapiającej gałęzie 0,100.
Oczywiście im współczynnik szorstkości większy tym większe opory hydrauliczne a tym samym prędkość wody mniejsza.
#437
od października 2007
Źle się wyraziłem, chodzi o "niewielki wpływ" ale względem samej fali, czyli względny, relatywny wpływ na falę powodziową. sądzę że sensownie przeprowadzone przecinki, skutecznie pogodziły by łęgi z wodą.
A propos - ostatnio głośno było w mediach o problemie wody, i tym że trzeba zatrzymywać ją w krajobrazie. Argumenty były przekonywające, a łęgi w międzywalach na pewno w znacznym stopniu mogą się do tego przyczynić.