Trzy grosze wtrącę do tematu "regulacji" rzek. No cóż, jak widzę "uregulowaną" Odrę i w nieuregulowaną Wisłę:
Środkowa Wisła - unikalne w Europie łachy, wyspy,... (Fot. własna)
to ja nie chcę "regulacji".
Rzecz jasna, sami sobie napytaliśmy biedy, osiedlając się przy wielkich rzekach, więc coś trzeba robić, chroniąc ludzkie życie i majątek. Nie znam się na technicznej stronie regulacji rzek. Dlatego z zainteresowaniem poczytałem wątek. Do Wrocławia jeszcze wrócę, bo to "moje" miasto :-) ale teraz jeszcze chciałem o jednej, nieporuszanej tu rzeczy przypomnieć. Przyczyną powodzi nie jest przecież deszcz w korycie głównej rzeki i nikt nie każe nam zapobiegać powodziom przy końcu (czyli rzekach głównych). Przyczyną jest wzbieranie rzeczek, rzeczółek, strumyczków w górach. I tam, jak wielu ludzi uważa, trzeba by skierować wysiłki przeciwpowodziowe. Czyli inwestycje gromadzące wodę lokalnie, w małych zbiornikach na małych rzeczułkach w górach. Zwróćmy uwagę, że inwestycje w dolinie Odry nie uratowałyby Kłodzka!! Nie znam wyliczeń, nie wiem nawet czy takie są, ale pisze się od dawna, że retencja wody jest na terenach podgórskich za mała. Za mała z powodu małej liczby zbiorników tamże, oraz w dużej mierze uproszczonej struktury roślinności, w tym znacznych wylesień. Przez to woda nie ma się gdzie zatrzymać i płynie w dół, coraz szybciej i szybciej. Pewnie to o czym piszę, nie wystarczyłoby na zniwelowanie skutków opadów, jak wtedy, 120 i 90 mm na dobę (!), ale z pewnością o ileś procent by zmniejszyło ilość wody dostającej się potem do Kłodzka, Kędzierzyna, Wrocławia itp. Ta sprawa jest kompletnie niedoceniana. Być może dlatego, że budując mały zbiorniczek gdzieś na bezimiennym potoczku w Kotlinie Kłodzkiej, trudno z tego zrobić polityczny kapitał. Bo przecież budowa a potem uroczyste otwarcie wieeeeeelkiej zapory na Wiśle (a najlepiej 10 progów wodnych...) to jest coś! Nie rezygnując z posiadania zaworów bezpieczeństwa, jakimi są właśnie np. poldery koło Wrocławia, trzeba zadbać o małą retencję, tam wysoko, gdzie tworzą się powodzie, a nie tylko na nizinach. Przypomnę - nawet "perfekcyjna" (cudzysłów, bo nie z przyrodniczego punktu widzenia) zabudowa techniczna doliny Odry, nie uratowałaby Kłodzka, Bielawy, Bystrzycy, ...
I druga rzecz - czego nie zrobiono by uratować Wrocław. To ciężki temat. Do tego wydarzenia mam stosunek osobisty, bo pochodzę z Wrocławia, mieszkałem kiedyś na pokazywanym wówczas ciągle zalanym Kozanowie, gdzie wówczas i do tej pory mieszkają moi rodzice. Nie potrafię ocenić całości tej akcji. Pamiętam jednakże dramatyczny moment, kiedy rozważano wysadzenie wałów, o czym pisał Michał. Wówczas przedstawiano to tak: wysadzenie wałów w bardzo dużym stopniu ochroni centrum miasta, natomiast spowoduje zniszczenie gospodarstwa lub kilku (nie pamiętam) w tamtym rejonie. Oczywiście tamtejsi mieszkańcy uniemożliwili tę akcję. Byłem wówczas podłamany. Uważam, że, ...cóż, w takich sytuacjach trzeba podejmować ciężkie, ale racjonalne decyzje. Czyli użycie przemocy wobec tych mieszkańców, zapłacenie ich ogromnie dużych odszkodowań za straty materialne i moralne. Dla mnie było to szokujące, że interes jednostki zwyciężył wówczas z interesem ogółu. I to tak bardzo kontrastowo - kilka gospodarstw przeciw zabytkom, zbiorom w bibliotekach, infrastrukturze miasta, z którego przecież także ci ludzie korzystali. Oczywiście użycie przymusu miałoby sens jedynie wtedy, gdy pozwoliłoby to na chociaż częściowe uratowanie centrum miasta.
Kończąc, przypomnę anegdotkę podsumowującą nasze podejście do powodzi. Parę lat po powodzi, kiedy zniknęły już ostatnie jej ślady na Kozanowie, zobaczyłem pewnego dnia, że w miejscu najniżej położonym zaczyna się budowa domu... Argumentacja ludzi, którzy zezwolili na to, była taka: "No tak, to jest teren zalewowy, ale on może być zalewany tylko podczas powodzi stulecia czy tysiąclecia, a taka właśnie była niedawno...