Drugi rok z rzędu przypatoczyły się pasożyty i e ciągu dosłownie tygodnia ze wszystkiego, co miałem poodpadały liście. Zraszanie czosnkiem, dodanie robakobójczego specyfiku do podlewanej wody i mycie liści nie pomogło. Nie dało się ich zauważyć przed krytycznym momentem, a po nim mnożyły się już bez opamiętania. Jak się z tym walczy w czterech ścianach?
Niestety, ale ten poradnik to jakaś kpina. Widzę, że na redaktorów w dalszym ciągu zatrudnia się dzieci ze słabym rozeznaniem w temacie, piszące żeby zrobić co pierwsze przyjdzie im na myśl. Po pierwsze mycie nie pomaga. Po drugie mało jest roślin, które można umyć lub zprysznicowaćnie uszkadzając ich. Tym bardziej kiedy ich zaatakowane liście już ledwo się trzymają. Po trzecie spirytus i płyn potrafią zaszkodzić roślinom w ciągu minut. Po czwarte nie można wlewać płynu do naczyń do struktury korzeniowej, która ma potem wytworzyć jadalny produkt. Po piąte minimum tekstu, maksimum klikania. Dzięki za próbę, ale potrzebuję sprawdzonej metody, a nie uogólnienia.
(wypowiedź edytowana przez zaopatrzeniowiec 21.października.2015)
Moja metoda jest stuprocentowa ale skoro to rośliny kulinarne i chcesz je mieć u siebie to Ci zapewne nie będzie odpowiadała?
"Wypieprzyłem" z mieszkania wszystkie rośliny podatne na przędziorka ... zostały mi jedynie datury których nie wnoszę do mieszkania oraz kokornak rosnący na zewnątrz. Ale jeszcze zastanawiam się czy z nimi też nie zrobić "porządku".
Miałem dosyć z nimi "walki" i widoku oklapniętych roślin:-((
Nastąpiła "naturalna" selekcja :-))
Też o ich zwalczaniu sporo czytałem ale to wszystko tylko środki tymczasowo zmniejszające ich populację ... a jedynie zdaje egzamin "lanie" chemii i do tego systematyczne:-((