Przedwczoraj wróciłem z dwudniowego wypadu w Bory Tucholskie. Są tam piękne, bogate lasy, a w nich liczne śródleśne jeziorka otoczone torfowiskami. Trudno do nich dotrzeć i pewnie dlatego zachowały się w stanie, jaki możecie oglądać poniżej, a zdaje się, że jest co podziwiać bo nie jestem pewien czy jedno z tych torfowisk nie jest jedynym w kraju na którym można znaleźć wszystkie cztery gatunki polskich rosiczek. Ze względu na kruchość tych ekosystemów nie upublicznię dokładnej lokalizacji. Jeden durak w ciągu dnia mógłby miejsce ogołocić z tych wyjątkowych roślin. Jeśli ktoś chciałby kiedyś zobaczyć to miejsce, poniższe opisy nie zjeżą mu łez na karku, a jest już trochę na forum to zapraszam na gg lub pw. Można by nawet pomyśleć nad wspólnym wypadem w przyszłym roku.
Idąc przez las, możemy spotkać dinozaury.
Na pierwszym z jeziorek dryfują pływające wysypy – fragmenty pła, na których wyrastają sosny. Miałem niestety pecha – wyspa przybiła do brzegu. Pło jest cienkie, więc drzewo ma korzenie w wodzie. Nie uda mu się oczywiście osiągnąć pełnych rozmiarów. Ciekawostka – dozwolone jest usuwanie siewek sosny z torfowiska, mimo, że to rezerwat (tzn. nie wiem czy każdy może, ale nadleśnictwo to robi). Powód? Sosny zarastają torfowiec, zabierają niskiej roślinności bagiennej światło, a niepilnowane z czasem zmieniają torfowiska w lasy.
Chodziłem już po kilku torfowiskach, ale żadne nie było tak niebezpieczne, jak to. Już po pierwszym kroku miałem wrażenie, jakbym wszedł na folię, słabo naciągniętą na beczkę. Pło bardzo mocno falowało, postawiona na nim stopa całkowicie zanurzała się w wodzie. Trudno ocenić grubość pła, ale nie sądzę by wynosiła więcej, niż 15-20 cm. Stwierdziłem, że lepiej poruszać się na czterech kończynach, żeby bardziej równomiernie rozkładać ciężar swojej doczesnej powłoki.
Wszystkie te niewygody rekompensowało piękno torfowiska. Obok zielonego torfowca pojawił się czerwony.
Ważki na torfowisku czują się chyba w miarę bezpiecznie. W lesie zdarza się, że padają ofiarami pająków.
Dobrze znana Drosera rotundifolia.
Całkowicie wybarwiona Drosera intermedia.
Rzadka w hodowlach i w naturze, a moim zdaniem najpiękniejsza – Drosera longifolia.
Na koniec prawdziwa rzadkość – Drosera x obovata. Rosiczka ta wytwarza wprawdzie kwiaty, ale są one pozbawine nasion – niepłodne. Mamy już koniec sierpnia i pozostałe trzy gatunki nie prezentują się tak ładnie jak w połowie lipca, ponieważ dużo energii musiały wpakować w produkcję nasion, przez co spowolniły wzrost. X obovata jednak wygląda świetnie. Wydaje mi się, że jest tak dlatego, iż w odróżnieniu od swoich krewniaczek nie musi męczyć się nasionami.