Kto próbował wełnianki (mleczaj wełnianka)?
W rosyjskim atlasie grzybów na liście grzybów jadalnych (ale jak piestrzenica-po specjalnym potraktowaniu). Podobna niezastąpiona jako zakąska.Procedura obejmuje wielokrotne moczenie w zimnej wodzie.
Nie jadłam, ale mam napisane w jednej takiej książce, że wełniankę trzeba obgotować w osolonej wodzie (1-2% roztwór soli) przez 35 min i odlacć wodę. To pozwala na pozbycie się z wełnianek "substancji piekących i lekko trujących". I potem można z nimi już postępowacć jak z "normalnymi" grzybami. A w zimnej wodzie to moczy się mleczaja chrzastkę (Lactarius vellereus)przez 2-3 dni ze zmienianiem wody co kilka godzin :-) Tyle teoria, bo w praktyce nie próbowałam :-)
Słuchajcie, to jest trochę (albo bardziej) bez sensu, żeby w czasach gdy właściwie w Polsce nie ma powszechnego głodu jeść grzyby, które trzeba 2-3 dni moczyć ze zmienianiem wody co kilka godzin!! Dzisiaj w lesie trafiłem na bardzo dużo bardzo dużych Mleczaji Chrząstek (Lactarius vellereus), przypomniałem sobie, że ktoś mi pisał, że nawet ceni te grzyby, ale to chyba i tak bez sensu. Chyba, że przygotowuje je jakos inaczej - dusi, smaży, gotuje.... nie wiem, ale coś co jest "normalne" i nie tak czasochłonne.
A może smak jest niepowtarzalny??? Można nie moczyć mleczaja chrząstki tylko tez obgotować i odlać wodę. Może moczono w zimnej wodzie jak o wrzątek było trudno (deszcz padał i ognisko zamokło ??), garnki za małe (zbierano w ilościach na kwintale) itp... Mam w książeczce, na którą się powołuję przy okazji tych wełnianek i chrząstek, przepis na "Mleczaj chrząstka kiszony przemysłowym sposobem radzieckim".... bierze się "przygotowanych kapeluszy 100kg....." Więc to nie "byleco" tylko ważny gospodarczo przysmak
:-)))
buahahaha, proponuję w naszych rozważaniach nie brać pod uwagę byłego ZSRR oraz obecnych republik FR. Tam jest wszystko możliwe :)
Alez to potężna baza doświadczeń :-))) A ludy syberyjskie i ich zwyczaje z muchomorami czerwonymi jako podstawą rytualnych uroczystości też zignorować????? :-)))
Osobiście mam "świra" na punkcie opieniek - wyjadam nawet z garnka gdy tylko woda zacznie wrzeć, za marynowane oddam wszystkie inne.
Fakt, że nigdy nie mam żadnych problemów po zjedzeniu opieniek.
Na początku lat osiemdziesiątych miałem sympatię w Olecku (Suwalszczyzna)-jakie tam jadłem kiszone opieńki to głowa mała. Próbowałem je poźniej kisić sam na kilka sposobów ale nigdy nie były tak smaczne jak te z Olecka.
Popieram Anię, byłe ZSSR to prawdziwa skarbnica wiedzy kulinarnej, nie tylko grzybowej, Byłem w kilku miejscach parę razy, jadłem dania o których mi się nie śniło, od niezwykle prostych (ale genialnych smakowo) po wyszukane dania godne królewskich stołów.
Od dawna miałam w planach zjeść mleczaja biel? biela? A teraz już spróbuję. W książce pisze:"krojony jest na duże plastry, żeby mleczko nie wyciekło i smażony na maśle albo słoninie z cebulką, pieprzem i odrobiną soli."
Oczywiście, że w Związku Radzieckim.:)
Zaraz, zaraz, ale biel piecze i jego też zalecają go wymoczyć lub wygotować, a nie tak od razu w plasterki z mleczkiem.... :-))
Zaraz, zaraz.... jednych piecze a dla innych ma "pyszny pikantno-goryczkowy smak". Nieprawdaż?
Prawdaż, ale jeśli ktoś (Jola np...) zamierza jeść ten gatunek po raz pierwszy, a piszą (w atlasach), że "nieodpowiednio (rozumiem, że chodzi o pozbycie się tego mleczka....) przyrządzony może wywoływać niedyspozycje gastryczne" to smak ma drugorzedne znaczenie. Po kilku latach jedzenia coraz któcej moczonych bieli (bielów?) może można dojść do sałatki z surowych...
Znalazłam jeszcze notatkę, że "świeży niejadalny, suszony, sproszkowany używany zamiast pieprzu"
:-))
Co do tego pieprzu, to i ja znam człowieka, który tak robi, więc jest wszystko OK.
Czy "niejadalność" jego polega więc JEDYNIE na "ostrości" (swoją drogą dużej) czy również na szkodliwości ?
Wygląda na to (opierając się na różnych źródłach), że niejadalność mleczaja biela polega na tym, że w iluś tam przypadkach spowodował zaburzenia żołądkowo-jelitowe (stąd pewnie nauczono się, że wstępna obróbka termiczna, badź "zimnowodna" powoduje zwiększenie strawialności biela przez ludzki organizm).
Biel może powodować "niezbyt nasilone objawy nieżytu ze strony układu pokarmowego", inni autorzy atlasów piszą o gwałtownych dolegliwościach żołądkowych - pewnie zależy to od wrażliwości "osobniczej" po prostu.
Czyli trujący nie jest w żadnym wypadku, tylko samopoczucie po jego zjedzeniu może nam spaść dość znacznie, nie mówiąc już o mimowolnym pozbyciu się potrawy z żołądka...
Jeszcze jedno - na wszelki wypadek - pisząc "biel" piszę o Lactarius piperatus, a nie o L. vellereus (mleczaj chrząstka). Oba zreszą podobne i o podobnych walorach kulinarnych. I podobnym zastosowaniu. Biel ponoć ciut smaczniejszy i mniej łykowaty :-)
Wlasnie wczoraj nazbieralem welnianek i teraz sie mocza. To bedzie moj welniankowy pierwszy raz.
Ale to tylko w Polsce mamy az takie uprzedzenia w stosunku do tego gatunku, bo po rozeznaniu sie np. w Finlandii (mam tam znajomych) okazuje sie, ze jest to jeden z najczesciej zbieranych tam grzybow.
Poza tym jedza jeszcze innego mleczaja, ktorego ja zidentyfikowalem (na podstawie opisu przede wszystkim i pokazywania atlasu) jako mleczaja plowego.
Hmm, co by tu powiedziec...
Wymoczylem welnianki najpierw przez 2 dni ze zmienianiem wody, potem dwukrotne gotowanie - troche to wszystko ostroznie, bo wiadomo - moj pierwszy raz z welnianka. Podczas gotowania zwrocilem uwage na zapach - bardzo specyficzny, slodki - mi kojarzyl sie z zapachem jakichs owocow (!). Troche dziwny, nie pamietam zadnego innego grzyba, ktory by pachnial podobnie.
Po gotowaniu probowalem grzyby i byly zjadliwe, chociaz nic specjalnego, z jakims takim troche dziwnym posmakiem - moze to pozostalosc po jego prawdziwej naturze ;), ktorej nie udalo mi sie usunac calkowicie, a moze on po prostu taki jest i to wlasnie na tym polega zeby byl inny.
Zastanawialem sie co z tymi welniankami zrobic i postanowilem, ze sprobuje je zakisic. A co tam - jak szalec to szalec :) bedzie to nie tylko moj pierwszy welniankowy raz, ale takze moje pierwsze kiszenie grzybow, wiec wynik nie jest pewny, ale jednak ten smak zaraz po gotowaniu troszke mi nie odpowiadal, dlatego pomyslalem, ze moze ukiszone beda lepsze.
A zatem na ostateczna relacje trzeba by jeszcze troche poczekac.
A może takie obgotowane wrzuć na patelnię??
Ktoś tu dawno, dawno, baaardzooo dawno temu pisał, że na Mazurach spotkał się z takim traktowaniem wszystkich grzybów - najpierw obgotowywanie, potem smażenie.
dwa dni temu nazbieraliśmy z mężem cały koszyk mleczaja wełnianki,bo pomyliliśmy go z rydzem ,usmażyłam go na maśle bez żadnego wstępnego moczenia ,w czasie smażenia pachniały intensywnie cynamonem.Zaraz po kolacji zaglądneliśmy do atlasu i przeżyliśmy szok,mężowi udało się zwymiotować,a ja niestety musiałam mieć płukanie żołądka .Pojechaliśmy do szpitala zaraz po kolacji wiec nie zdążyłam zaobserwować żadnych dolegliwości
#3772
od grudnia 2003
Dobre...."po kolacji zaglądneliśmy do atlasu" :-)))))
Dobrze,że to nie były muchomory czerwone-bo byście mieli "odlot"
albo sromotnikowe-wtedy "full odlot" a do szpitala na sekcję zwłok....
To tak jak kochankowie po spacerze w lesie zaglądaja do encyklopedii człowieka i czytają czym to może się skończyć....
Też w szpitalu ale na innym oddziale....
Szczerze sie uśmiałem:-)))))
(wypowiedź edytowana przez mirki2 13.września.2007)
Nareszczie mam dowód na to, że w zaświatach nie mają internetu lub (przynajmniej) encyklopedii grzybów!
#31
od sierpnia 2007
Niezła historyjka. Swoją drogą, to dość ciekawe, że Lactarius torminosus dało się zjeść usmażonego razem z jego mleczkiem. Ba, cynamonowy aromat, to nawet napisałbym, że smaczny, oryginalny smak.
A w kwestii zabiegów uzdatniających nie do końca jadalnych grzybów, to poznałem kiedyś osobę, która opowiadała mi o odpowiednim obgotowywaniu Amanita muscaria i Lactarius torminosus (chyba niego, do końca nie jestem pewien, ale opis owocników bardzo go przypominał), tak, aby nadawały się do bezpiecznej konsumpcji. Wynikało to z braku dobrych grzybów jadalnych w tamtejszej okolicy (Omsk).
Poza tym podzielam opinię Piotra, w Polsce jest co zbierać z dobrych grzybów i nie trzeba sięgać po tego typu kłopotliwe gatunki. Z drugiej strony, dorosły człowiek wie co robi, podejmuje pewne decyzje i ponosi ich konsekwencje. Bez zbędnego moralizatorstwa.
#2021
od października 2005
Krzysiu - nie napisałes jak go zrobiłeś!! Szkoda, że nie fociłeś tej potrawy z tego grzybka ! :-(
Co ma powiedzieć brzuszek :-) Powie - JESZCZE!!! :-)
#141
od września 2008
NO JAK ZWYKLE ,KIEDY chce sie poznać smak grzybka
ogon pokroic na dosć cienkie krazki( albo kroje raz w poprzek), kapelusz na 3 częsci zeby się dobrze przypiekł
tylko sól, masełko
i hajda na patelnię
popijałem dobrym białym winem
rydz oczywiście lepszy
żoładek i reszta przyległości w normie
Ku chwale ojczyzny !
;)
Polska wełnianka w niczym nie różni się od rosyjskiej. Siedemnaście lat temu przyjechałam do Polski i nagle dowiedziałam się, że to jest grzyb niejadalny. Wełnianka jest bardzo smaczna kiszona, tak samo, jak rydz i mleczaj chrząstka. Ja kilka razy spotkałam przepisy w starych polskich książkach kucharskich, które w niczym nie odbiegają od rosyjskich. Po prostu to jest niesłusznie zapomniana w Polsce metoda przechowania. Nadają się do kiszenia tylko grzyby z rodziny mleczajów. Mleczaje wysoko cenione nie z powodu braku innych grzybów w lasach, a za niepowtarzalny smak zakąski - grzybka kiszonego, który zna w Rosji każdy pod nazwą grzyby solone.
Idealnie pasuje do wódki.
Przepis na grzyby kiszone, mogą być wełnianki:
Oczyszczone wełnianki moczy się w zimnej wodzie przez dwa dni, wodę każdego dnia trzeba wymienić. Przed kiszeniem nie trzeba gotować, inaczej nie będą jędrne i chrupiące. Grzyby układa się w naczyniu warstwami, dodaję się czosnek, liść porzeczki,gałązki suszonego kopru (jak do ogórków) i przesypuję się grubą solą. Na koniec przycisnąć płaskim talerzem i postawić ciężar, przykryć nie zbyt szczelną pokrywą. Trzymać w chłodnym miejscu. W trakcie kiszenia grzyby można dokładać następnymi warstwami aż skończy się sezon.
Grzyby wypuszczą dużo soku, który w procesie kiszenia będzie odparowywał. Ilość płynu trzeba będzie uzupełniać niewielką ilością osolonej wody, pilnując, żeby grzyby były cały czas przykryte. Będą gotowe po około 20 dniach, ale można przechować je w chłodnym miejscu do następnego grzybobrania.
Sposób kiszenia innych grzybów z rodziny mleczajów nieco się różni, ale zasada ta sama, tylko nie każdy ich rodzaj trzeba moczyć, np rydze wystarczy tylko sparzyć na sitku gorącą wodą.
Podaje się jako zakąska zimna z posiekaną cebulką ze śmietaną lub olejem - kto jak lubi.
Pozdrawiam. Elena
Witam!
Co do Lactarius piperatus-a i Lactarius vellereus-a na Węgrzech zbierałem w dzieciństwie prawdopodobnie i jedno i drugie gdyż są one bardzo podobne do siebie
zwłaszcza młode owocniki.Jak znajduję to zbieram też i teraz choć rodzina nie jada moje "psiaki"A jest ich trochę. W dosłownym tłumaczeniu nazwa piperatusa "gorzki grzyb"co wskazuje na jego "ostry" charakter.
A teraz przepis : Same kapelusze umyjemy ,wysuszymy,posolimy obtoczymy w mące i na gorącym tłuszczu podrumienimy.
Absolutnie bezpiecznie można zjeść o ile grzybek jest mleczaj biel.
Pozdrawiam Gabor Bozser od 30 lat w Polsce.
#35
od sierpnia 2008
Pani Elena narobiła mi smaku na wełnianki.
W Islandii, gdzie teraz mieszkam jest to najczęściej spotykany przeze mnie gatunek(no może oprócz kozaków i maślaków).
Okazy dochodzą do 20cm średnicy kapelusza, jutro idę na grzyby.
Spróbuje zakisić je, no i może usmażyć jednego na próbę.
Nasze babki wiedziały co dobre, tylko sposób przyrzadzania zamarł w narodzie.
W innym wątku p. Jolanta Kozak stwierdziła, ze nie były zbyt smaczne, ale może to kwestia smaku a może własnie sposoby przyrzadzenia.
Pozdrawiam
Jakiś czas temu mieszkałam na Północy - u nas też wełnianki rosły gęsto i były naprawdę duże.
Lepiej namoczyć przez minimum 1 dzień, dwukrotnie zmieniając wodę (lub dwa dni, codziennie zmieniając wodę) Wełnianka ma dużo lekko parzącego mleka. Absolutnie niema obaw zatrucia, ale bez tych zabiegów będzie przygotowany " na ostro" -jak hot chilli - to tez ma swój urok, ale nie każdy to lubi.
Kiedy niema warunków i czasu na namoczenie grzybów, najprostsze jest krótkie obgotowanie w wodzie z 3proc. roztworze soli - to również skutecznie pozbawi wełnianki parzącego mleka. Woda po grzybach dalej już nie nadaje się do użytku - trzeba ją wylać. Można dodać trochę soku z cytryny pod koniec gotowania (lub odrobinę kwasku cytrynowego) - to je wybieli, ale nie dużo, nie jest to marynata, nie powinno być kwaśnego smaku. Pianę trzeba zdejmować, ugotowane grzyby wyjąć i przelać zimną wodą. Dalej już można robić wg uznania - smażyć, robić pierogi, sosy, solić itp. Mnie bardziej smakują przesypane solą z koperkiem i czosnkiem z dodatkiem liści z czarnej porzeczki, przytrzymane pod ciężarkiem co najmniej tydzień - różni się od poprzednio podanego sposobu tym, że już nie są surowe, szybko się przygotują, ale też nie leżą długo (pół roku) i nie są tak chrupiące. Wg metody przygotowania można je nazwać solone grzyby, nie kiszone. Ważne, że smak też jest wspaniały .
Podaje się z pokrojona cebulka ze śmietaną lub olejem jako zakąska do wódki.
Pół roku to jest teoria - nigdy nie udało się uchować choć by najmniejszego słoiczka przed żarłocznym zainteresowaniem mojej rodziny, czy to na gorąco, czy na zimno były przygotowane.
Nasze babki wiedziały co dobre.
Pozdrawiam.
wiele lat temu spedzalem wakacje pod babia gora. ludnosc miejscowa je mleczaje biele, nazywaja je bielaki (chyba). nie robia zadnych przygotowan, moczenia itp. nozki wyrzucaja, kapelusze smaza na blasze pieca. tez jadlem (niewiele) i zyje. gorzkawe, nie kazdemu beda smakowac
Ta wełnianka mnie chyba skusi.
Witajcie.
Jada ktoś może kiszone paskudniki? Jeżeli nie, to polecam - to naprawdę PYCHA. Grzybki prawidłowo ukiszone zmieniają kolor z burego na bordowy.