Na stronie
o grzybach jadalnych starałem się w miarę obiektywnie (czyli średnio na jeża) to przedstawić.
Natomiast jest to świetne pytanie aby podzielić się informacją o moich subiektywnych gustach.
Grzyby jadane przeze mnie mogę podzielić na takie rzeczywiście jadane (bo znajduję) i wirtualnie jadane (bo chętnie bym spróbował ale ich nie znajduję lub zbyt mało).
Tak więc najwięcej sobie cenię i rzeczywiście zbieram trzy gatunki: kurki (na gęsto), prawdziwki (wiadomo - aromatyczny susz do zupy grzybowej i do sosów do mięs oraz pierogów) i kanie (smażone jak sznycel - ostatnio także duszone z pieczenią). Kani zwykle jest tyle że zbieram tylko tyle ile potrzebuję. Kurek i prawdziwków w lasach gdzie bywam nie ma za dużo.
Poza tym chętnie marynuję młodziutkie podgrzybki złotawe (takie późnojesienne w fazie "czarnego łepka") są wtedy urocze w marynacie i mają przyjemną chrupką konsystencję. Takie wysypy że można sobie spokojnie nazbierać czarnych łepków aby warto było robić marynaty nie spotykam co roku.
Chętnie też bym marynował młode gąsówki nagie - bo są pięknie stalowoniebieskie w marynacie - ale tylko raz trafiłem na dużą ilość młodych egzemplarzy - aby chciało mi się uruchamiać kuchenny kombinat do marynowania.
Z całej reszty przyprawowo zbiorę od czasu do czasu uszy bzowe (do gulaszy, potrawek, zup) i lejkowca dętego (do gulaszy, sosów).
Poza tym gdy trudno liczyć na konkretne jednogatunkowe zbiory to z miksu (podgrzybki, jakiś koźlarz, maślak, gołąbek jeden z drugim plus kilka kurek, podgrzybek brunatny, prawdziwek jak sie znajdzie) robię mieszanke na gęsto.
Generalnie zbieram wtedy trochę aby się nie narobić w kuchni - bo potrzebuję jeszcze czasu na zrobienie notatek - to uroki fotografowania do atlasu :).
Zjadałem jednokrotnie lub niewiele częściej (bo np. tylko raz znalazłem większą ilość młodych lub uznałem że nie rewelacja i nie warto próbować): czernidłaka kołpakowatego (w racuchach), wodnichę późnojesienną (tu mi nie wyszło (na gęsto) - muszę kiedyś spróbować przyrządzić inaczej - warto zauważyć, że sposób obróbki jest bardzo ważny dla smaku grzybów), rydza (tego właściwego, sosnowego) oceniam pozytywnie, rydza świerkowego (hm, od czasu do czasu można), płachetkę kołpakowatą (warto, choć sporo odrzutu bo zwykle zaczerwiona), zimówkę aksamitnotrzonową (warto od czasu do czasu bo cieszy o tej porze roku, to atrakcja), pieczarki (te z pastwisk) - od dawna nie chodzę w miejsca gdzie rosną ale są wyborne smażone na patelni, bardzo aromatyczne, lakówki (małe i łykowate, nie warto), twardzioszki przydrożne (tu komentarz do Nightcomera, mi się kojarzą z sielskim dzieciństwem, gdy cioteczna prababcia zbierała i robiła zupkę twardzioszkową z kartofelkami - tego smaku później nie udało mi się powtórzyć), purchawka chropowata (przyprawowo, z rzadka), boczniak ostrygowaty (te czasami, panierowane), opieńki (rzadko bo nic szczególnego dla mnie).