Pozwolę sobie kontynuować dyskusję z wątku Julii -
https://www.bio-forum.pl/messages/336385/700757.html.
Zacznę od ostatniego głosu w dyskusji: To nie jest wina studentów, takie mamy czasy.
Piszesz Piotrze że poziom nauczania obniżył się, skoro to czego dawniej wymagano od uczniów, dziś nie jest wymagane od studentów. Za tym, że masz rację, stoi statystyka porównująca poziom wiedzy maturzystów w kolejnych latach.
Przypatrzmy się jednak rozwojowi mikrobiologii, biochemii, biologii molekularnej, toksykologii (a to wszystko wymaga dobrego przygotowania z chemii i fizyki). Ten materiał jest na bieżąco wzbogacany, nieustannie dochodzą nowe zagrożenia i nowe metody badawcze oraz grupy leków. Tego naprawdę jest tyle, że z nawiązką wystarczy na trzy lata studiów dziennych.
Program nauczania dostosowany jest do dzisiejszych czasów, studenci nie wychodzą poza laboratorium i zdziwią się, jeśli ktoś pogoni ich w teren. Który pracodawca będzie wymagał oznaczania roślin? Liczy się dyplom, a na studiach z farmacji botanika jest przedmiotem niszowym, nieistotnym. Kto nie wierzy, niech spojrzy na plan studiów na dowolnej uczelni. Być może kiedy nastaną wojny i koncerny farmaceutyczne upadną, nastąpi powrót do tradycyjnego ziołolecznictwa.
Jeśli te wojny nie nastąpią i trendy o których piszę będą dalej postępować, to niebawem botanika także na studiach z biologii będzie przedmiotem o niewielkim znaczeniu. Obecnie niewielu świeżo upieczonych magistrów biologii potrafi oznaczać najpospolitsze rośliny, ale to nie znaczy że są głąbami. Z tym czego nauczyli się w laboratorium, szybciej znajdą pracę niż botanik terenowy. Jeśli współczesny biolog potrafi oznaczać rośliny, grzyby lub zwierzęta to tylko dlatego, że łyknął gdzieś po drodze bakcyla; jeśli w tym się specjalizował to za karę czeka go bezrobocie.
Teraz dodam pierwszy akapit pewnego artykułu, który opublikowałem w jaworznickim tygodniku Co Tydzień. Nosił od tytuł TANIEC TYSIĄCA TYSIĘCY ZASŁON. Publikowany CT 1/ 378 6 stycznia 1999
U progu trzeciego tysiąclecia, które dokładnie rozpocznie się, wbrew temu co sądzi wielu, z dniem pierwszego stycznia 2001 roku, pora zastanowić się, jakie to ono będzie. Najbardziej optymistyczny i pesymistyczny wariant przedstawiony przez radzieckich filozofów w szczytowym okresie zimnej wojny, brzmiał – „Trzecie tysiąclecie będzie tysiącleciem humanizmu, albo go nie będzie.” Według zachodnich filozofów mija era zodiakalnych ryb i wchodzimy w erę zodiakalnego wodnika. To powinno skutkować całkowitym regresem religii opartych na Biblii i Koranie. Ale nie jest to takie pewne, czego dowodzi historia najnowsza. Prekursorem tych zmian jest ruch New Age, który bardzo wiele haseł zaczerpnął z religii Dalekiego Wschodu. Według wielu wciąż na nowo odkrywanych przepowiedni koniec Świata jest bliski, być może przyjdzie już za trzydzieści parę lat, jak źle pójdzie.
ROZTERKI KRASZEWSKIEGO
Bodajże najpłodniejszy z polskich pisarzy wszechczasów, Józef Ignacy Kraszewski oprócz powieściopisarstwa i szpiegostwa parał się również podróżopisarstwem. Tak owego czasu nazywało się pisanie reportaży z podróży, będących relacjami spisywanymi na żywo, bogato ukraszonymi dygresjami, nie związanymi z przedstawianym terenem. Pewną formę podróżopisarstwa sam uprawiam na łamach CT, w niektórych artykułach publikowanych w tej rubryce. (DZIŚ NA TYM FORUM TAKA ROLĘ PEŁNIĄ "WĘDRÓWKI Z GRZEGORZKIEM")
W 1834 roku autor odbył podróż po Wołyniu, Polesiu i Litwie. Jadąc do Dubna wpadł do Młynowa odwiedzić hrabiego Aleksandra Chodkiewicza, wybitnego na owe czasy chemika, posiadacza znaczącej biblioteki i zbiorów dokumentów. Człek ten uważał, iż zważył światło. Na owe czasy, a i dzisiejsze takoż, wielu wydaje się to herezją. Biorąc jednak pod uwagę teorię korpuskularno – falową wiemy, że światło powinno mieć wagę, aczkolwiek nie dysponujemy nawet dziś odpowiednio czułymi przyrządami, aby ten fakt doświadczalnie potwierdzić. Kraszewski także dopuszczał tę myśl. Wszak waga powietrza też do niedawna była wielką niewiadomą, tak więc zważenie światła i ciepła wydawało się bliskie.
Połowa dziewiętnastego wieku, krótko przed rewolucją przemysłową, była czasem tak burzliwych odkryć, że wielu uczonym wydawało się, że do końca świata człowiek będzie musiał się przeraźliwie nudzić. Kraszewski jednak rozpalił iskierkę nadziei.
„Olbrzymim krokiem postępujemy w odkrycia – tu robią diamenty z węglika, ten wolę zowie płynem nerwowym, Gall maca duszę po wierzchu czaszki, para wiedzie wozy, ludzie suchą nogą depcą wodę, słońce samo maluje obrazy itd., itd., nie jestże to już koniec świata? Bo gdy z przyrodzenia spadnie ostatnia tajemnicy zasłona, cóż my tu na ziemi robić będziemy? Na naszą pociechę wiele jest jeszcze zasłon do odarcia, a gdy jedna się odkrywa, dwie na nowo zapadają!”
Późniejsza historia, rewolucja przemysłowa, w tym wyścig w kierunku wynalezienia coraz skuteczniejszych środków do łamania piątego przykazania, w tych tak katolickich czasach, jak się dziś sądzi, dowiodły jego racji. Nawet nie wiemy jak powstał wszechświat. Ciągle nie wiemy, czy kwarki, cząstki cząstek elementarnych są najmniejszymi drobinami materii. Ile jest gatunków istot żywych, też nikt nie wie.
Nauka ciągle się rozwija i tajemnice natury wciąż ekscytują kolejne pokolenia badaczy. To taniec tysiąca, tysięcy zasłon. Przeciętnemu człowiekowi trudno będzie ów postęp ogarnąć, a nawet skorzystać z jego dobrodziejstw. Częściej będzie doświadczał jego negatywnych stron. Ciężka będzie dola uczniów szkół wszystkich szczebli. Co prawda, mózg ludzki wciąż jest lepszy od komputera najnowszej generacji, ale daleko mu do CD-romu. Nawet nie wyobrażam sobie jak będzie wyglądała Matura 2050.
PS: Jeśli obserwowana tendencja się utrzyma to być może wystarczy, zachowując pewien poziom trudności, móc udowodnić umiejętność własnoręcznego napisania czegokolwiek jakimś historycznym narzędziem jak ołówek, pióro, kreda.