Każdą napotkaną "piłeczkę golfową" zabieram ze sobą do domu. Jak już mam na nie czas, to w domu pod mikroskop, bo oznaczanie ich "na oko" obarczone jest znacznym marginesem błędu. No niby się wszystko powinno zgadzać, ale wielkość zarodników budzi moją wątpliwość. Oto ów okaz: