Może zacznę od końca. Zdarzyło mi się onegdaj przed laty w Hamburgu, że pracowałem jako ogrodnik u pewnego hrabiego (wnuka ministra w rządzie kanclerza Bismarcka). W czasie jednej z częstych rozmów na wiele tematów, usłyszałem od niego dość zaskakująca diagnozę niemieckiej gospodarki, której myślą przewodnia było mniej więcej coś takiego:
"
Dlaczego my Niemcy nie jesteśmy w stanie wygrać z Ameryka? Bo u nas zanim cokolwiek się zrobi, strasznie dużo się gada, często i gęsto nie wiadomo nawet o czym - natomiast oni, kiedy ktoś ma pomysł, zaczynają od 'OK - zróbmy to i zobaczymy co z tego wyjdzie, just do it!'".
Doprawdy nie pojmuję, dlaczego uważacie, że w jakikolwiek sposób mam cokolwiek przeciwko jakiejkolwiek bazie danych? Proszę na chwile zatrzymać nasze typowo-narodowe-negatywne myślenie, wyłączyć 'ego' i postarać się choć przez chwile zachować dystans do tematu. Dyskusja zatoczyła nazbyt szeroki krąg, stad poruszone zostały watki nie tylko dodatkowe, ale też o całkowicie odmiennym charakterze. Po pierwsze - trzeba nie mieć krzty wyobrazni, aby nie zdawać sobie sprawy z ogromu pracy, jaka dotychczas wykonali kustosze bazy danych. Tylko ktoś, kto nigdy nie był zaangażowany w jakikolwiek projekt, może tego nie rozumieć. Wychodzę z założenia, że każda prace należy szanować, uważam też, że również i wynagradzać - co w sytuacji najprawdopodobniej "zawalania" masy pozostałych elementów życia (jak rodzina, przyjaciele, zdrowie, sport, rekraacja, wypoczynek, kultura, sprawy duchowe, zawodowe itd. itp.) brzmi jak dowcip. Dlatego proszę zakończyć wszelkie próby obciążania mojej osoby czymś, co jest tylko i wyłącznie produktem niezrozumienia tematu. Natomiast skoro już usilnie pragniecie poznać moje osobiste zdanie na temat wszelkiej maści zbieractwa, to termin 'monopolizacja' odniosłem do sytuacji zbierania okazów zasuszonych i przechowywania ich w jednym miejscu. I tylko o tym był mój wpis. Aby nie być gołosłownym - na przestrzeni XVIII i pierwszej polowy XIXw. na zachodnich peryferiach dzisiejszego Wrocławia, pomiędzy Maślicami a Leśnica, znajdowało się śródlądowe solnisko, obfitujące w botaniczne rarytasy. Obecnie takie miejsca bezwarunkowo obejmowane są ochrona siedlisk w ramach ogólnoeuropejskiego programu Natura 2000. W wyniku intensywnej melioracji, urbanizacji i prawie całkowitego przekształcenia terenu, oczywiście całość przeszła do historii, natomiast o tym co zostało z tego miasta po jego przemianie w 'Festung Breslau' i dalszych kilkudziesięciu latach tzw. władzy ludowej, nikomu nie trzeba raczej wyjaśniać. Podobno coś z arkuszy Zielnika Śląskiego ocalało - podobno, bo mimo usilnych prób skomunikowania się i chęci opracowania językowego starych etykiet niemieckich, niewiele wskórałem. Natomiast dzięki wymianie okazów, okazuje się, że są gatunki, które w idealnym stanie przetrwały setki kilometrów na zachód od dzisiejszej granicy Polski. I
tylko dlatego, ze całość nie była zgromadzona w jednym miejscu, przetrwały do dnia dzisiejszego. Co się natomiast tyczy zachowania okazów do celów badawczych (zwłaszcza wspomnianych badan genetycznych) to tu bym się nie rozpędzał, bo rożnie z tym bywa. Między innymi dlatego w krajach które na to stać, stosuje się tworzenie zbiorów w oparciu o techniki mrożenia a nie suszenia. Grzyby są być może specyficzne, nie przeczę bo się na tym kompletnie nie znam, niemniej w przypadku roślin - rozwój technik fotografii cyfrowej to skok milowy i odejście od okazów zasuszonych na rzecz wysokojakościowych zdjęć (w tym makro) w połączeniu ze zbiorem DNA to aktualnie podstawa ! (uwaga - powyższe zdanie nie dotyczy niektórych ośrodków uniwersyteckich w Polsce...)
Jeśli chodzi o dostęp do bazy danych - czyli po prostu o INFORMACJE o konkretnych gatunkach, to nie na tym ma to polegać, że istnieje jedna gigantyczna baza danych. Z całym szacunkiem (-i zanim ktokolwiek znów coś nieopatrznie zrozumie) ale wystarczy 3 minuty wysiłku aby porównać dwie mapki: zamieszczona na portalu grzyby.pl:
http://www.grzyby.pl/gatunki/Clathrus_archeri.htm z dostępna w pracy A.Szczepkowski&Artur Obidziński - Obce gatunki sromotnikowatych Phallaceae w lasach Polski
http://cepl.sggw.waw.pl/sim/pdf/sim33_pdf/sim33_Szczepkowski_Obidzinski.pdf Jakieś wnioski się nasuwają?
Pisałem całkiem niedawno, że dostarczam w miarę regularnie dane z obserwacji londyńskiego 'wildlife' (wczoraj jeden z modraszków i pająk polujący na stonogi, a w środę na tym forum oznaczono mi jedna z najsilniej trujących roślin Europy - szczwół plamisty; przy czym ani na owadach ani na roślinach z selerowatych się kompletnie nie znam, za to moja komórka potrafi wykonać wyraźne zdjęcia). Dane docelowo trafiają do ZBIORCZEJ BAZY DANYCH - National Biodiversity Network. Nie jest ona niczym innym jak dobrze i na miarę skrojonym projektem informatycznym, czymś w rodzaju biologicznego systemu IT, łącząc w sobie wszelkie istniejące bazy danych z uwzględnieniem lokalnych, pozarządowych, uniwersyteckich. Proszę zerknąć na mapkę rozmieszczenia
Clathrus ercheri na Wyspach Brytyjskich:
https://data.nbn.org.uk/Taxa/NBNSYS0000041957/Grid_Map Pod spodem widnieje spis różnych baz danych, z których korzystano przy zaznaczaniu punktów na mapie. Jest ich w przypadku tego gatunku kilkanaście, ale są i takie gatunki, w których korzystano z ponad 40 rożnych zbiorów bazowych. Nie chciałbym abyśmy w tym miejscu rozpoczęli kolejna dyskusje poboczna na temat ewentualnych błędów diagnostycznych, wiarygodności poszczególnych doniesień itp. historii, bo każdy kto choć otarł się o tematykę zbieractwa, ma tego pełna świadomość. Proszę raczej ruszyć w tym miejscu wyobraźnią i pomyśleć, jak mogły by wyglądać mapki rozmieszczenia poszczególnych gatunków w Polsce, gdyby połączyć w całość wszelkie dostępne siły???