Niestety, raczej nie są w zielniku, bo okazy, które zebrałam do zgłoszenia, są na fotach z tego dnia i są pokazane w zgłoszeniu, są inne, nie te :-( :-( :-( Jak widać, miałam coś, co powinno zwrócić wówczas moją uwagę, ale dla mnie sama Exidia była cennym znaleziskiem (jakkolwiek obecnie na to patrzeć ;-) ), a o tym, że takie "paskudne" pryszcze na owocnikach to jest "coś" i to coś cennego to jeszcze wiele lat pojęcia bladego nie miałam .....
Ale to miejsce pamiętam doskonale, gdzie to jest .... kto wie, może nowe pokolenia da się znaleźć ....
Ale swoją drogą mój ówczesny zapał do dokumentowania Exidia truncata mogę wykorzystać teraz w poszukiwanie na fotach tych "pryszczy" :-) jednak z przejrzanych dotąd moich fot archiwalnych (jeszcze nie wszystkich), tylko te zakrzewskie to mają :-)
Tym razem wyszłam z domu i po ośmiu latach zajrzałam w samo to miejsce w ściśle określonym, nowym celu :-) Efekty poniżej:
Jak widać na pierwszej focie, która była jedną z ostatnich zrobionych w terenie, gałąź została już przeze mnie oznakowana, a droga do niej zapamiętana szczegółowo, żebym trafiła do niej bez pudła np. za tydzień. Posłużył do tego kawałek sznureczka, który na szczęście miałam w etui aparatu fotograficznego, jakiś zużyty woreczek strunowy (jak się okazuje, trzeba mieć i takie "akcesoria"), w którym dodatkowo umieściłam szyszkę ... :-)
A już w domu na zdjęciach dopatrzyłam się zalążków prawdopodobnie kolejnych "pryszczy" :-) Swoją drogą, wierzyć mi się nie chce, że "to" znów znalazłam ... :-)
i jeszcze raz ten poprzedni owocnik kisielnicy, też z widocznymi na nim dodatkowymi "pryszczami"
I ja również - podobnie jak Basia oraz wielu innych - ruszyłam na poszukiwania. W lesie nie znalazłam niczego - wszystkie oglądane owocniki Exidia truncata były zdrowiutkie.
Przeszukałam także swoje archiwum foto, i tu - było ciekawiej:
Zdjęcia robione były 6 marca 2007 r. Czy myślicie, że te pryszcze mogą mieć coś wspólnego z poszukiwanym Heteromycophaga glandulosae?
Rzeczywiście ciekawie :-) jeśli ten okaz trafił do zielnika jest szansa na badanie mikro, jeśli nie pozostaje szukanie nowego. Jak te pryszczyki są jeszcze pojedyncze i malutkie, bardzo trudno je dostrzec, ja wspomagalam się lupka, ale też powiększeniem zdjęcia na ekranie aparatu, to jak szukanie igły w stogu siana :-)
Inni cudności pokazują, że hej, to ja chociaż pokażę, jak się mają moje "pryszcze" na kisielnicy po pięciu dniach od pierwszej obserwacji :-) Odwiedzone dziś, po pracy, fotografowane pod koniec dnia, który jednak słoneczny był dzień, więc trwał jasny i słoneczny do samego wieczora ;-) porównawcze foty z poprzedniej obserwacji i z dziś komplet pierwszy:
komplet drugi:
i portretówka sprzed pięciu dni i dzisiejsza (ten sam "pryszcz")
mimo upływu pięciu dni zmiany w wyglądzie prawie niedostrzegalne, łącznie naliczyłam dziesięć pryszczy, raczej "na optyk" jeszcze nie dość wykształconych, zatem sądzę, że nie dość dojrzałych (?)
towarzyszy mi obawa, że gałąź z kisielnicami zniknie (są w tym lesie widoczne przygotowania, jakby do wycinki :-( gdyby nie to, to mogłabym spokojnie odwiedzać to miejsce co tydzień, ale jak mi gałąź zniknie, to pozostanie szukać następnych pryszczatych kisielnic obawiam się zabierać konar, przenosić go gdzieś, żeby takimi ruchami nie zaszkodzić grzybom, ale może jednak należałoby ... albo może lepiej zadzwonić do leśniczego z pytaniem, czy coś tam będzie niebawem robione .... szkoda byłoby utracić możliwość obserwowania "pryszczatych" kisielnic
U mnie też bardzo rzadka, ale z tego chyba bardziej się cieszę niż martwię, przynajmniej mam ładne kisielnice. W głębi Puszczy Knyszyńskiej żadnej jeszcze nie spotkałem.
U mnie też rzadki,przejrzałem w czterech różnych miejscach oddalonych od siebie o kilka,kilkanaście kilometrów i znalazłem jeden patyk z trzema zainfekowanymi owocnikami.