To jeszcze załączam dłuższy komentarz, bo coraz więcej Inocybe do mnie trafia.
Inocybe były moją pierwszą fascynacją grzybową, niestety dość szybko nieco stłamszoną przez "opór materii". A oto powody:
W przypadku Coprinus, Lepiota, Pholiota i wielu innych rodzajów, jeśli dysponujemy dobrze zachowanym materiałem (suchym lub świeżym) mamy 98-99% szans na oznaczenie okazu, które nie budzi wątpliwości oznaczającego. Pozostałe 1-2% to okazy zdeformowane, spasożytowane lub takie, co do których zachodzi podejrzenie, iż mamy do czynienia z gatunkiem/odmianą wcześniej nie opisaną w literaturze.
Z Inocybe jest inaczej. Współczynnik sukcesu w oznaczeniach to raptem 65-75%. Kolejne 10% to okazy przy których oznaczeniu stawia się "?", a reszta to "czarna rozpacz".
Powodów jest kilka:
1. Przy Inocybe istotny jest cały szereg ulotnych cech, łatwych(?) do określenia na świeżym, bogatym materiale. Najważniejsze to zapach i tendencja do przebarwień, inne to delikatne (często przekłamane na zdjęciach) odcienie na trzonie lub też stopień pokrycia kaulocystydami, które u części gatunków łatwo zniszczyć podczas zbioru. To generuje szereg problemów przy oznaczaniu Inocybe z suchych okazów i ubogich kolekcji. Obcym "nosom" nie wierzę - z obserwacji wiem że niektórzy mają problem z wyczuwaniem pewnych zapachów lub ich nazwaniem, ze zdjęcia trudno często ocenić czy trzon ma różowy odcień czy nie, a przy kolekcji złożonej z 1-2 młodych owocników, czy trzon ulega przebarwieniu z wiekiem.
2. Myślę, że tylko około 50% gatunków Inocybe, wymienianych w literaturze to taksony dobrze udokumentowane, w przypadku których mamy dostęp do dobrej ikonografii cech mikro- i makro, wiemy dużo o ich plastyczności ekologicznej i zmienności wewnątrzgatunkowej. Reszta to gatunki znane z nielicznych kolekcji, w przypadku których można mieć często wątpliwości co do poprawności oznaczeń okazów przedstawianych w atlasach i kluczach. Wystarczy przejrzeć jakieś opracowanie (np.: Funga Nordica), cytujące przy omawianych gatunkach ikonografię w innych pracach. Okazuje się, że ilość oznaczań które autor A podważa w monografii autora B (np.: nie dając odnośnika do ikonografii danego gatunku w pracy B) jest, delikatnie rzecz biorąc, znaczna. Takich gatunków niepewnych/niepewnie zilustrowanych jest dużo. Do tego dochodzi bagno związane z synonimizowaniem lub rozdrabnianiem gatunków, często niemożliwe do ogarnięcia.
W przypadku I. albovelutipes autorzy FN powielają praktycznie opis Stangla, i trudno zgadnąć, czy widzieli ten gatunek kiedykolwiek (i dokładnie odpowiadał on opisowi) czy też nie.
Fotki na linkowanej powyżej stronie estońskiej mają się nijak do akwarelki Stangla.
W efekcie, strzępiaki uznać należy za piękne i fascynujące aczkolwiek mocno depresjogenne grzyby.
Na koniec anegdota związana z rozpoznawaniem zapachów, oddająca problemy interpretacyjne wrażeń olfaktorycznych. Podczas oznaczania strzępiaków w większym gronie wywiązała się rozmowa: "No powąchaj, wyraźny słodko-owocowy zapach." "No BG, jakie owoce, sperma":D