@ Mirek, @ Marcin:
u mnie największy problem, to prywatne lasy. I nie chodzi tu tylko o rzadkie grzyby, ale i rośliny zagrożone wymarciem i chronione zwierzęta. Nic nie mogę zdziałać, bo w najciekawszych przyrodniczo miejscach, choć praktycznie bez wartości użytkowej (torfowiska z kukułką plamistą, grząskie piaski z kruszyną i nasięźrzałem pospolitym, olsy z czermienią błotną itp., kwaśne podmokłe grząskie łąki zarośnięte sitem, sitowiem leśnym, gwiazdnicami, kniecią błotną i rzeżuchami są w prywatnych rękach, sprawdzałam w gminie: miejscami prawie co 1,5 m nad rzeczką bez nazwy inny właściciel :(
Efekt: w czasie mrozów wycinanie olszy czarnej, sosen, świerków, brzóz, kruszyny i wszystkiego, co rośnie, a co za tym idzie dewastowanie podłoży, i wycinka lasów na piaskach w wyższych położeniach: całe hektary zaznaczone do wycięcia, mimo, że miejscami sosny czy świerki nawet w 2 osoby nie sposób objąć, orlica pospolita rośnie miejscami (łoza, kruszyna) na ponad 2 m, notoryczne niszczenie tam bobrom "bo one są nicpotem, bo mi osiki na mokradłach pocięły", rozjeżdżanie quadami terenów, które powinny być chronione, wywożenie śmieci (z każdej wioski na teren sąsiadów), że nie wspomnę o rozgrzebywaniu i pozostawianiu tak ściółki, mchów i wrzosów w poszukiwaniu kurek czy gąsek lub całkiem "zwyczajnym" wyrywaniem grzybów "koszykowych" i zostawianiem grzybni na wyschnięcie :((
Gdy byłam mała, rodzice uczyli mnie, że "grzybka po wykręceniu trzeba >zasadzić<", tzn. przykryć otwór i (teoria dla dzieci, ale chyba nie tak całkiem głupia, bo u dzieci skutkuje) resztki grzybni na powrót schować w otwór po grzybku ;) może to głupie, ale m.in. to "sadzenie grzybków" przyzwyczaiło nas od małego do zostawiania po sobie porządku w lesie ...