#2835
od kwietnia 2001
Dzisiaj odwiedziłem grądowe lasy w dolinie Odry-Oławy pod Wrocławiem na wysokości Siechnic - Kotowic. To jakiś tydzień od przejścia fali powodziowej - przypuszczam że wtedy lub w kolejnych 1-2 dniach nastąpiło rozlanie wody.
Nie jest tak źle (źle-dobrze dokładnie odwrotnie niż w przypadku terenów zamieszkałych - dlaczego tak o tym dalej).
Co prawda w międzywalu uregulowanego kanału Oławy wody większej prawie nie było - tylko miejscami na kilkadziesiąt cm, w większości już opadła, a w co wyższych miejscach wcale jej nie było.
W przestrzeni od koryta Oławy do nasypu kolejowego wody nie było dużo (podobnie jak na międzywalu Oławy) i już opadła - tylko podtopienia w obniżeniach i rynnach terenu zostały. Na drogach z płyt betonowych widać padłe, utopione krety. W okolicy zapach szlamowo-jeziorno-mułowo-rybi.
Za to na przestrzeni od nasypu kolejowego w stronę Odry woda stoi na ponad metr - obserwację siłą rzeczy prowadziłem z nasypu kolejowego. Jest to typowy grąd. Czyli stoi pod wodą od około tygodnia i pewnie postoi jeszcze kilka dni zanim opadnie woda (zlustruję ten teren w następny weekend).
Teraz trochę historii.
W czasie pamiętnej powodzi na Odrze, w 1997 na oglądanym przeze mnie terenie woda była przynajmniej o 2-3 metry wyższa i stała dość długo. Jak podają wtedy szła w szczycie woda w ilosci 3600m3 na sekundę, teraz około 2000m3.
W 1997 roku dopiero zaczynałem bawić się mykologią. Te tereny często odwiedzałem od 1998 roku i w tym oraz następnym roku widać jeszcze było skutki powodzi - w zasadzie tylko w roślinności zielnej i podszycie, który się w znacznym stopniu zadusił i padł.
Było też sporo drewna, które namoczone w powodzi rodziło ciekawe rzeczy (niestety w większości ignorowane wtedy przeze mnie) a w kolejnych dwóch latach wydaje mi się, że było tam wyjątkowo ciekawie.
Jesienią 2002 byłem w okolicach Ostrawy. Mikolog Helena Dekerova opowiadała mi o skutkach pamiętnej wielkiej powodzi w górnej Odrze (i nie tylko - stare miasto w Pradze zalało) z lata tego roku (czy ubiegłego?) jaka była w Czechach. Myśleli że wszystko się udusi pod stojącą wodą. Tymczasem później na namokniętym w czasie wody drewnie zaczęły wyrastać takie cuda-wianki jakich przez dziesięciolecia nie widziano.
Łęgi są niezbyt ciekawe mikologicznie, ubiegie w gatunki. Ale długotrwałe zalanie lasów grądowych, bardzo rzadko zalewanych to jest okazja, którą warto wykorzystać - latem i jesienią tego roku i następnego nieco częściej odwiedzać i penetrować.
Po tej powodzi więcej takich terenów jest pewnie na Wisłą, gdzie szła większa woda. Miejcie oczy szeroko otwarte.