Paulo, Mirku, aż mnie korci, by pójść w konkury z Wami co do okoliczności znalezienia moich tegorocznych smardzy!!! [bf#335480]
Czy mogę? Please!:-)
Historia moja ma swój początek 21 marca, tak, w ten pierwszy dzień wiosny, gdy znajdowałam kubiankę i kisielnicę wierzbową, a nie znajdowałam czarek:-)
W okolicach rzeczki nastąpiło niespodziewane spotkanie pasjonatki grzybów z pasjonatami kajakarstwa, które zaowocowało dziś tym, że spłynęłam z nimi dzisiaj pewną rzeczką i nie skąpałam się w tej rzeczce, co mogę za sukces uważać, bo prosto nie było, o nie. Na Wełnie prosto nie jest, z definicji;-)
Autka na dziś nie miałam, zatem wyprawa stanowiła triathlon z udziałem dwóch zawodniczek, mnie i mojej koleżanki – najpierw 12 km rowerem do miejsca startu, potem 12 km spływania rzeczką, potem powrót autobusem na grochówkę, wielką pajdę chleba ze smalcem i kiełbaskę, no, a potem 12 km powrotu z przesympatycznej imprezy:-)
Moja dzisiejsza „droga do smardzy” usiana była jeszcze innymi zdarzeniami:
- primo po pierwsze, zostawiłam w pociągu ulubioną czapkę z rydelkiem, ale akcja pomocy wykonana przez przemiłych państwa z PKP zaowocowała tym, że do domu wracałam w odnalezionej czapce:-)
- ale najważniejsze, to było to, że wyjeżdżając z domu odpięłam tylko jeden klucz do domu z pęku kluczy i..… zapomniałam zabrać z sobą klucza do takiego niezbędnego urządzenia do przypinania rowerów, aby były bezpieczne. Cóż było robić, trzeba było coś wymyślić i pomysł najlepszy był taki, by na czas spływu pozostawić rower u kogoś …..
Znalazło się miejsce u niezwykle życzliwej nam Osoby:-)
Odbierając rowery szłyśmy do nich inną dróżką, niż ta, którą je zaprowadzałyśmy. No i tak sobie idąc spoglądam na to co mijam przy takim krótkim chodniczku i co widzę? ….. ….. ….. SMARDZE!!!!! No po prostu rewelacja!!!!! To było wprost niesamowite!
Ponieważ rowerki odbierałyśmy pod nieobecność Głównego Gospodarza, tak więc informację otrzyma On ode mnie z pewnym opóźnieniem, ale otrzyma, już zaraz nawiązuję kontakt:-)
I już tylko króciutko wspomnę o tym, że chciałam się zabezpieczyć na wypadek złapania „laczka” i zabrałam z sobą cały osprzęt do naprawy dziurawej dętki, cały;-), za wyjątkiem klucza nr 15 i ….. pompki do pompowania ….;-);-);-) Ale obyło się bez laczków, zatem ten incydent nie miał wpływu na bieg zdarzeń zakończony znalezieniem cudnych, prześlicznych, przecudownych smardzyków!!!:-)
Fotki za chwilkę:-)
Zdjęcia nie są wykadrowane dla pokazania samego grzybka, tylko całe, tak jak je wykonałam, aby pokazać grzybki z ich najbliższym otoczeniem. Rosną pośród roślinności, kory nie widzę, wszystkie były przewrócone, czemu tak, dopiero wyjaśni może rozmowa z Gospodarzem.