Jak już sygnalizowałam wcześniej, na tej samej gałęzi co Merismodes były też drobniutkie galaretki. W lesie sprawiały wrażenie niemal całkiem zaschniętych. Potrzymałam je trochę w wilgoci i spęczniały - największe osiągnęły wówczas niecałe 4 mm.
Nie wiem czy to może mieć znaczenie ale galaretki, które rosły na gołym drewnie były jasne i prawie przeźroczyste, w przeciwieństwie to tych, które wyrastały z kory. Poniżej zdjęcia: jasnych i ciemnych w narastających powiększeniach aż do 20-krotnego.