#1793
od października 2007
Wczoraj wieczorem zebrałam czernidłaka. Duży, na oko kołpakowaty, ale bez pochwy i pierścienia, więc mnie zaciekawił. Był "w stanie idealnym", żadnych śladów rozkładu, a zatem naiwnie chciałam po prostu zrobić mu wysp.
Położyłam w tradycyjne miejsce - na jeden z regałów z książkami, podkładając dwie kartki papieru. Naprawdę nie skojarzyłam, że akurat z czernidłakami w ten sposób postępować nie należy...
Dziś trochę o nim zapomniałam, bo jeść nie wołał, ale po południu zaczęłam czuć w powietrzu jakiś dziwny, denerwujący zapach i rzuciłam okiem na regał: w miejscu kapelusza (6 cm wys.) zobaczyłam bezkształtną gęstą plamę, a od dołu przez podkładkę przesączała się atramentowa ciecz, niszcząca mój księgozbiór! W ten sposób załatwiłam sobie na organicznoplamiście trzy tomy Ephraima Kishona.
Z dwojga złego może to lepiej, niż stojący po sąsiedzku dwutomowy E.A. Poe w twardej oprawie, lecz jednak szkoda :-(
Trochę się wściekłam na grzybka, ale też dzięki niemu rozwiązałam pewną dręczącą mnie zagadkę. Wreszcie wiem, co tak intensywnie pachnie w niektórych parkowych siedliskach o tej porze roku! Jestem wybitnym "węchowcem", lubię jeździć wieczorem i często zatrzymywałam się, nie potrafiąc zidentyfikować tego zapachu - nie przypomina żadnego kwiatowego, choć jest słodko-mdlący, bardzo dominujący. Organoleptycznie i już w pełni świadomie potwierdziłam dziś wieczorem w terenie, że właśnie tak drażniąco pachną rozpływające się czernidłaki, również innych gatunków. Wieczorem czuć je mocniej niż jakiekolwiek kwiaty i wreszcie potrafię ten zapach zidentyfikować!
To jedyny plus z doświadczenia domowego. Zastanawiam się, jak trwały jest ten aromat i kiedy zejdzie mi z książek. Są już suche, ale wciąż wonieją...
Podsumowując - ostrożnie z czernidłakami! Nie można kłaść owocników byle gdzie - trzeba podkładać folię/ceratkę i pilnować, co się z nimi dzieje. :-)