Niewiele mam doświadczenia praktycznego z małymi żagwiami, dlatego chcę zasięgnąć opinii osób bardziej doświadczonych.
Żagiew numer 1 wyrastała sobie pojedynczo z boku pniaka, jak mi się z początku wydawało iglastego, ale to pewnie jednak był liściasty (jeśli tak, to prawdopodobnie dąb). Danych było niewiele, pniak zupełnie nagi, pozbawiony kory, ale zaskakująco czyste, zdrowe, twarde drewno, niemal nie ruszone zębem czasu/grzybków. Choć mech pioniersko się już przytulił na powierzchni cięcia. Aparat mi wysiadł z powodu zimna, więc zdjęć terenowych, niestety, nie ma.
Kapelusz grzybka wyraźnie obżarty przez jakieś zgłodniałe ślimaki, średnica ostateczna widoczna na zdjęciach 3,5 cm. Polyporus brumalis?
Żagiew numer 2 rosła na płaszczyźnie cięcia tegoż pniaka, w sześcio-siedmioowocnikowej kępce zrośniętej trzonami, pośrodku pionierskiej łaty młodego mchu.
Owocniki o wiele mniejsze, średnio 1-1,2 cm, największy ze wszystkich (jeden z głównych bohaterów fot detalicznych) ma 2 cm średnicy. Wszystkie przytulone do siebie, praktycznie sklejone kapeluszami i zrośnięte ze sobą. Brutalnie rozdzieliłam rodzinę, biorąc tylko część wiązki (za to razem z kawałem mchu).
Moją uwagę szczególnie zwrócił fakt, że ocalałe brzegi kapeluszy są owłosione, wyraźnie i na pewno. Trudno to sfotografować, ale robiłam, co mogłam (dziś mi jakoś fotki nie wychodzą). No i pory inne. Jaka to może być żagiew?
Pierwsza róba pokazania owłosienia:
U góry skala centymetrowa (2 cm):
Kolejne karkołomne ;-) próby sfocenia tych włosków: