Leżała w lesie taka stara, pozieleniała od glonów kość jakiegoś ssaka (ktoś wie jakiego?). Nigdy na nią specjalnie uwagi nie zwracałem (bo co mnie do cholery jakaś kość obchodzi, skoro dwa metry dalej rośnie
Cordyceps ophioglossoides?). Wczoraj coś pomarańczowego mi się rzuciło w oczy i niewątpliwie były to
Orbilia... ale na kości? Zwykle rosną na drewnie...
No ale dobra, dzisiaj miałem czas i odpowiednie warunki (wczoraj było już za ciemno), więc aparat + Heliosa w łapę i do roboty ;-)
Kość wygląda sobie tak:
...a na niej coś sobie rośnie :-)
Niestety większość tych
Orbilia jest już martwa albo podsuszona.
Część jest jednak żywa i całkiem ładna :-D
Jutro pojadą pocztą do Pimpka, no i pewnie jakoś dojadą - trochę pogryzione przez zwierząka ;-))
Kość stanowi jednak smaczne żarełko dla innych cudaków:
Mają zaledwie po kilkaset
mm, te różowo-białe, kudłate, najbliżej kojarzą mi się z
Chaetomium, ale one są raczej czarne, czarnobrązowe. Co do czarnych kulek na trzonkach nie mam pomysłu - pewnie jakieś konidiofory, bo na śluzowce nie wygląda :-)
No i jeszcze takie:
Było ich całkiem sporo, ale trudno ocenić co to jest (wygląda, że jakiś Zygomycet) bez użycia mikroskopu, więc powodzenia dla Pimpka - pewnie całą noc nad jedną kością będzie siedział :-D
Jeszcze jakieś różne inne grzybki wyłapałem na fotkach, ale są już tak małe, że tylko w powiększeniu do piksela je widać i to słabo:
Tyle o kościożercach :-)