To była jedna z sobotnich wakacyjnych wędrówek. Jak zwykle plany były nieco inne, ale wyszło, jak wyszło. Tak czy owak, punktem startu był przystanek przy cmentarzu w tytułowym Wilkoszynie, gdzie mieli na nas czekać jaworzniccy uczestnicy naszej wycieczki.
Niestety, nikt nie czekał. Tedy, chociaż dzień był upalny, tytułem rozgrzewki poszliśmy na cmentarz.
Po drodze minęliśmy zarośla surmii zwyczajnej - Catalpa bignonioides.
Niedaleko od bramy, przed ogrodzeniem cmentarza rośnie jałowiec pospolity - Juniperus communis.
Wchodzimy. Od razu widać, że jeśli chodzi o sztukę sepulkralną to dominuje tutaj estetyka blatu laminowanego kuchennego.
Idąc dalej minęliśmy świerk kłujący - Picea pungens skasowany przez osutkę.
To jest robinia akacjowa - Robinia pseudoacacia.
Sporo tutaj kojarzącego się z cmentarzami żywotnika zachodniego - Thuja occidentalis.
Zbliżamy się ku zachodniej krawędzi cmentarza, gdzie znajduje się charakterystyczny pomnik.
Ciekawe, czy długo postoi, zważywszy czas i intencję jego postawienia.
Zawracając spojrzeliśmy z góry na całość. Przy okazji wywiązała się dyskusja o wadach i zaletach różnych miejsc wiecznego spoczynku, chociaż ten zgodnie z prawem nie może być wieczny, o ile ktoś nie zapłaci za nas powiedzmy "czynszu".
Idziemy dalej. Pod płotem mijamy murawę kserotermiczną.
Jedną z jej ozdób jest goździk kartuzek - Dianthus carthusianorum.
Przeważająca część cmentarza to kamienna pustynia.
Ale i tutaj coś wyrasta. Chociażby konyza kanadyjska - Conyza canadensis.
A to już prawdziwa zielona wyspa.
Są też przyszłe mieszkania własnościowe.
Po zasiedleniu zamieniają się w takie lub inne blaty laminowane kuchenne. Tutaj jest to raczej prekambryjski granit, prasowany w kierunku gnejsu, ale niezbyt intensywnie. Skała wyjściowa miała dużo biotytu oraz żyły pegmatytowe.
Zanim opuścimy cmentarz, muszę powiedzieć, że nie wszystkim potencjalnym lokatorom on się podoba jako miejsce prawie wiecznego spoczynku. A najgorsze jest to, że tutaj za bardzo wieje.