Przyznam, ze ten tekst podniósł mi adrenalinę. Zanim cokolwiek napisze:
"rezerwaty to ciągle najskuteczniejsza forma ochrony i trwałego zabezpieczenia przyrody. Istnienie ich racjonalnej sieci, chroniącej reprezentatywną część naturalnych ekosystemów i siedlisk ginących gatunków, jest warunkiem koniecznym skutecznej ochrony przyrody w Polsce. Nie zastąpi ich ani Natura 2000, chroniąca wybrane, często wyrwane z szerszego kontekstu, elementy przyrody
- często i gęsto rezerwat to również "wyrwany z szerszego kontekstu, element przyrody", natomiast chciałbym przypomnieć, ze kiedy wprowadzano siec N2000, to dokładnie to samo było mówione o rezerwatach, ze nie są w stanie ochronić reprezentatywnej części naturalnych ekosystemów i siedlisk ginących gatunków.
"W oparciu o najlepszą dostępną wiedzę, zamierzamy przeanalizować aktualny stan ochrony rezerwatowej, zgromadzić informacje o obiektach kwalifikujących się do ochrony i wypracować społeczną koncepcję stopniowego uzupełniania sieci rezerwatów."
- nie rozumiem o co chodzi: 'przeanalizowanie aktualnego stanu ochrony rezerwatowej' - analiza istniejących rezerwatów to obowiązek instytucji które nimi zarządzają, od lat powtarza się jak mantrę, ze na wielu z nich nie ma śladów jakiejkolwiek działalności wiec jaki sens ma zabieranie się za coś, co leży już w czyjejś kompetencji? Państwo ma obowiązek wprowadzić plan zadań ochronnych w każdej tego typu placówce, a jeśli tego nie robi to trzeba mu o tym przypomnieć, a nie wyręczać.
- 'gromadzenie informacji o obiektach kwalifikujących się do ochrony' - to w Polsce są obszary, które nie zostały uwzględnione przy sporządzaniu N2000, ale równocześnie TAK PRZYRODNICZO CENNE, że teraz będziemy na nich tworzyć rezerwaty??? I to na dodatek my wszyscy - lub niekoniecznie poprawnie rozumiem znaczenie słowa 'społeczeństwo'... Chyba ze coś pomieszałem i chodzi jednak o obszary N2000 - tylko ze w tym wypadku nie widzę sensu powoływania kolejnych 'ekspertów' ani tym bardziej tworzenia jakichkolwiek 'zespołów' do zbierania danych, bo takowi są wyznaczeni od lat i to ich obowiązek zajmować się tym, do czego się sami pchali. Malo tego - RDOŚ ma tworzyć plany zadań ochronnych i je realizować, wiec doprawdy nie pojmuje o co chodzi??
.........................................................................................................................
"Zasadniczy mechanizm akcji będzie nawiązywał do tworzenia „shadow list” obszarów Natura 2000, opierając się na społecznym zaangażowaniu przyrodników. W każdym województwie akcją kierować będą przygotowani do tego merytorycznie koordynatorzy regionalni – specjaliści z zakresu ochrony przyrody, lub ich zespoły, współpracujący z zainteresowanymi osobami i instytucjami, gromadzący i weryfikujący dane."
- a zapewne owi 'kierujacy i merytorycznie przygotowani koordynatorzy regionalni' to ta sama ekipa co od N2000???? :) :) :) :) :)
Mówiąc krótko, coś trzeba robić, tym bardziej, że sporo obiektów padło ofiarą ochrony. Najlepszym przykładem złego przykładu są Skałki Bielańskie, które teraz prezentuję.
RE: coś trzeba robić
.......................................................................................................
- zgadzam się, coś trzeba wreszcie zacząć robić w tych rezerwatach, które ustanowiono lata temu i nikt w nich palcem nie kiwnął od zarania dziejów. Ale z cala pewnością nie jest nam potrzebne 'produkowanie' kolejnych, aby przez następne lata doprowadzić do pogorszenia stanu przyrody na ich terenach.
Nie wiem, na ile jest to aktualne, ale obiła mi się o uszy koncepcja wiecznego rezerwatu. Nadajemy konkretnemu miejscu status ochronny, obojętnie z jakiego powodu a potem, jak to powiadasz palcem nie kiwamy. Siły natury poprzez spontaniczną sukcesję dostają zielone światło w myśl zasady - róbta co chceta.
Nie mam teraz zbytnio czasu ( - a przyznam też, że i ochoty) na zajmowanie się tym tematem, niemniej odbieram to porównanie do Niemiec i Brandenburgii jako formę populistycznej propagandy. Zwykłemu śmiertelnikowi przedstawiono to w takiej formie:
"Powierzchnia objęta w Polsce ochroną rezerwatową to zaledwie 0,5% powierzchni kraju, 8 razy mniej niż w Niemczech, 16 razy mniej niż w niektórych niemieckich landach, np. w sąsiadującej z Polską Brandenburgii! Perspektyw na lepszą przyszłość także nie widać, nie posiadamy dziś żadnej aktualnej koncepcji rozwoju sieci rezerwatowej, ani w skali Polski, ani poszczególnych województw."
Aby nie bawić się zbytnio w opowieści, od razu powiem, że nie kto inny ale właśnie Klub Przyrodników uruchamiając program Life "Ochrona muraw kserotermicznych w Polsce - teoria i praktyka." wskazywał na ogromny problem z rozdrobniona struktura własności gruntów, na których znajdują się cenne przyrodniczo obszary stepowe w Polsce. Przypomnę może, że za czasów tzw. komuny, Polska była chyba jedynym krajem za żelazną kurtyną, gdzie nie odebrano chłopom nadanej im wcześniej w wyniku reformy rolnej ziemi. Gdyby porównać ta sytuacje do tego co po drugiej stronie Odry - to porównania nie ma ŻADNEGO. Kolejna sprawa to same formy ochrony przyrody - pięknie brzmi hasło 'powierzchnia ochrony rezerwatowej', tylko że ile osób czytających te słowa zdaje sobie sprawę np. z tego, jak przełożyć na nasze realia pod kątem prawnym niemieckie Naturschutzgebiet (w skrócie NSG), czyli podstawową w tym kraju formę ochrony przyrody??? Czy biorąc pod uwagę walory przyrodnicze, to czy użytki ekologiczne w Polsce, na zachód od Odry nie byłyby automatycznie zaklasyfikowane właśnie jako NSG? Bo jeśli tak, to porównując dane ilościowe, może warto po polskiej stronie dorzucić liczbę takowych? Z 'niemieckiego' punktu widzenia, np. cała masa ustanowionych u nas obszarów N2000 z węglanowymi murawami ciepłolubnymi, po niemieckiej stronie z automatu stałaby się NSG. Tylko ze w Polsce takie miejsca na Ponidziu, Miechowszczyźnie, Jurze czy na Lubelszczyźnie, mają całą armie właścicieli i tu tkwi istota problemu, a nie w czymkolwiek innym. Jak niby respektując prawo ustanowić na nich rezerwat i w jakim niby celu??? Aby poprawić statystykę???
Oczywiście, nie ulega wątpliwości, że do Niemiec nam daleko, ale nie tylko w temacie 'ochrony rezerwatowej'. Mnie raczej przeraża różnica w mentalności - ale o tym już innym razem...