Na projekcie ochrony Ostoi Kroczyckiej mieli zyskać przyroda, turyści, lokalna społeczność. Zostały wstyd, sprawa w prokuraturze i cofnięcie jednej piątej dotacji przyznanej przez Unię Europejską. Na razie.
Ostoja Kroczycka - ujęta w sieć Natura 2000 - to jeden z najpiękniejszych zakątków Jury Krakowsko-Częstochowskiej. To tam można zobaczyć rezerwat Górę Zborów, malownicze pasma Skał Kroczyckich, Podlesickich, Rzędkowickich z ich wapiennymi ostańcami i wysokimi na kilkadziesiąt metrów ścianami, urokliwe źródła krasowe oraz liczne jaskinie, m.in. Głęboką. Na terenie Ostoi Kroczyckiej występują buczyny sudecka, storczykowa i górska. Stoki pokrywają zarośla z szakłakiem, dereniem, głogami, tarniną, leszczyną i jałowcem pospolitym. To tam murawy kserotermiczne pachną i barwią się rzadkimi gatunkami roślin: goździkiem sinym, kostrzewą bladą czy skalnicą gronkową.
Unia daje miliony
Od lat tęgie głowy od ochrony przyrody zastanawiały się, jak ocalić Ostoję Kroczycką, w tym Górę Zborów. Jak zdewastowanym terenom przywrócić pierwotny charakter. W końcu w 2011 r. powstał znakomity projekt firmowany przez konsorcjum Towarzystwa Miłośników Ziemi Zawierciańskiej i Uniwersytetu Śląskiego, który miał być merytoryczną podporą działań.Obie strony były już wówczas znane z ekologicznych i prospołecznych działań na Jurze, a przede wszystkim z ochrony przyrody na Górze Zborów. Zapoczątkowały tam m.in. wypas kóz i owiec, które miały wyjeść bujnie rozwijającą się roślinność, tłumiącą cenne murawy kserotermiczne. Projekt ochrony Ostoi Kroczyckiej i rezerwatu został obliczony na 6,8 mln zł. Koszty wydawały się ogromne, ale rezultaty niezwykle obiecujące. - Chodzi o wskazanie metody, przetarcie ścieżki. Dowiedzenie, że przyrodę można chronić, angażując do tego lokalną społeczność i jeszcze dać jej na tym zarobić - tłumaczyli pomysłodawcy. Idea spodobała się, tak jak kompetentni i sprawdzeni partnerzy. Projekt zyskał potężne dofinansowanie unijne w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego - aż 5,2 mln zł. Pieniądze rozdzielał urząd marszałkowski. Co właściwie zakładał projekt? Wybrane tereny Ostoi Kroczyckiej miały być udostępnione zwiedzającym tak, by ruch turystyczny nie zaszkodził przyrodzie. W pierwszej kolejności konsorcjum chciało jeszcze bardziej przybliżyć zwiedzającym Jaskinię Głęboką w rezerwacie Góra Zborów, dwukrotnie powiększając trasę turystyczną w jaskini i tworząc atrakcyjną ekspozycję na poziomie europejskim. Ruch miał być celowo skierowany do Głębokiej, by chronić inne - dużo cenniejsze pod względem archeologicznym czy paleontologicznym - jaskinie Ostoi Kroczyckiej. Chronić nie przed speleologami, ale przed wandalami, którzy bezmyślnie je niszczą. Projekt zakładał też przywrócenie pierwotnego charakteru źródłom krasowym, m.in. Białce Zdowskiej. Planowano usunąć sztuczne piętrzenia czy betonowe regulacje. Priorytetem nadal pozostawała ochrona muraw kserotermicznych - dzięki wypasowi kóz i owiec. Na ochronie Ostoi Kroczyckiej miała skorzystać lokalna społeczność. Np. trasy do narciarstwa biegowego pozwoliłyby na rozwój agroturystyki. Kluczem do finansowego sukcesu mieszkańców miały być jednak owce i wszystko, co się z nimi wiązało - od wypasu, po produkcję serów czy wyrobów wełnianych. Umowę na realizację projektu ochrony Ostoi Kroczyckiej, w tym Góry Zborów, podpisano w grudniu 2011 r. Program miał być zrealizowany do końca 2013r.
Skok na kasę?
Jednak już na początku 2012 r. nad tymi ambitnymi planami zawisł cień. Zmieniły się władze TMZZ. Nowy zarząd szybko pożegnał ludzi związanych z projektem i oddanych jurajskiej przyrodzie. Jeden z obserwatorów ówczesnych wydarzeń opowiadał: - Nie znam organizacji pozarządowej w Polsce, która mogłaby się pochwalić dotacją unijną na taką kwotę. Nic dziwnego, że Towarzystwo stało się łakomym kąskiem. Wzięła je grupa bardzo młodych ludzi powiązanych lokalnymi układami, którzy nie mieli pojęcia o ochronie przyrody.Organizacja zakończyła rok 2012 na kilkudziesięciotysięcznym minusie. Już wówczas do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Katowicach, która nadzorowała niektóre zadania projektu, zaczęły napływać informacje o problemach z jego realizacją. Chodziło m.in. o zabiegi związane z ochroną muraw kserotermicznych i siedlisk chronionych ptaków oraz udostępnieniem wyremontowanej Jaskini Głębokiej - TMZZ miało kłopoty z eksperckimi odbiorami. RDOŚ zapytała nowy zarząd organizacji, czy projekt będzie kontynuowany i realizowany tak, by zagwarantować właściwą ochronę czynną rezerwatu. Towarzystwo zapewniało, że tak. Na początku 2013 r. TMZZ znowu zmieniło prezesa. Został nim Jacek Matusiewicz, ówczesny polityk śląskiej PO i brat eksmarszałka województwa. Miało to uspokoić atmosferę wokół Towarzystwa. Ta jednak jeszcze bardziej zgęstniała, bo zmiana była iluzoryczna - ludzie w TMZZ zostali ci sami, w zarządzie zasiadł nawet były prezes. Na lokalnych blogach niemal natychmiast pojawiła się informacja, że tym razem organizacja stała się narzędziem politycznych rozgrywek w Zawierciu. Nowy prezes zyskał poparcie ówczesnego prezydenta Zawiercia Ryszarda M., jak się okazało kilka miesięcy później, zamieszanego w korupcję w tamtejszym samorządzie. Śledztwo w tej sprawie od blisko trzech lat prowadzi Prokuratura Okręgowa w Częstochowie. Przyroda zeszła na plan dalszy, uchybień w projekcie było coraz więcej. Nie uszło to uwadze RDOŚ. - Wszelkie stwierdzane nieprawidłowości przekazywane były Towarzystwu zarówno na piśmie, jak i podczas licznych osobistych spotkań - wyjaśnia Małgorzata Zielonka-Alker, rzeczniczka RDOŚ. Dotyczyły one, tak jak wcześniej, przede wszystkim błędów przy wypasie oraz udostępnianiu Jaskini Głębokiej. RDOŚ zaalarmował urząd marszałkowski. Robił to wielokrotnie także Uniwersytet Śląski, merytoryczny partner projektu, poruszony działaniami Towarzystwa. Bo organizacja w wielu przypadkach podejmowała decyzje bez konsultacji z naukowcami. Uniwersytet Śląski, nie mając wpływu na zadania projektu, za które był merytorycznie odpowiedzialny, rozważał nawet odstąpienie od umowy partnerskiej z TMZZ. Nie zrobił jednak tego.
Nie naprawili przyrody, lecz jej zaszkodzili
Sprawą niszczenia przyrody za pieniądze unijne zainteresowała się Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, która działa dla dobra przyrody na terenie całego kraju. W maju 2013 r. poinformowała marszałka, że w jej ocenie doszło nie tylko do nieprawidłowości, które uniemożliwią osiągnięcie zamierzonego efektu ekologicznego, ale wręcz do działań zagrażających przyrodzie. Pracownia wniosła nie tylko o kontrolę projektu dotyczącego Ostoi Kroczyckiej, ale i marszałkowskiego programu Owca Plus, które również realizowało i dotąd realizuje TMZZ. Gromadziła materiały i w październiku 2014 r. złożyła doniesienie do Prokuratury Rejonowej w Zawierciu o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez TMZZ oraz marszałka województwa, tudzież działających w jego imieniu urzędników. Zawiadomienie poszło też do wiadomości wielu innych instytucji, np. Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF).
Doniesienie zajęło kilkanaście stron, nie licząc załączników. Generalnie zarzuty Pracowni skupiły się na tym, że TMZZ wprowadzało w błąd marszałka, przedkładając mu nieprawdziwą dokumentację z realizacji projektu. Jako jeden z przykładów Pracownia wskazała sprawę punktów asekuracyjnych dla wspinaczy, które Towarzystwo miało wymienić. Poprowadziło jednak w chronionym terenie całkiem nowe drogi wspinaczkowe, a w piśmie do RDOŚ stwierdziło, że lokalizacja punktów asekuracyjnych nie uległa zmianie. Zdaniem Pracowni, TMZZ nienależnie pobierało kolejne transze unijnej dotacji, wykorzystywało ją niezgodnie z przeznaczeniem i marnotrawiło. Kluczowym przykładem był wypas, zdaniem Pracowni, prowadzony skandalicznie. Np. na gruntach niebędących murawami albo rozpoczynany zbyt późno lub nie prowadzony wcale. Czasami ograniczał się on wyłącznie do kóz - bez owiec. Nie obejmował całej powierzchni wylesionej w latach poprzednich, co skutkowało odrastaniem drzew i krzewów. Mało tego, TMZZ wykazywało powierzchnie wypasane w ramach projektu RPO, choć pokrywały się one z wykazywanymi w ramach Owcy Plus. Budziło to podejrzenia o podwójne finansowanie, czyli pobieranie przez organizację środków publicznych z różnych źródeł na te same zadania. Pracownia powołała się m.in. na opinie naukowców, którzy sprawowali nadzór merytoryczny nad projektem.
- Organizacje społeczne są instytucjami zaufania publicznego. Ich działanie musi być krystaliczne i wolne od naruszeń prawa. Nie może być tak, że ludzie z jakiegoś układu pod płaszczykiem organizacji społecznej marnotrawią środki publiczne. Taką patologię należy wyeliminować. To co nas szczególnie niepokoi to także kwestie środowiskowe. Ostoja Kroczycka jest perłą lokalnej przyrody i powinna być należycie chroniona. Niestety, tak nie jest - mówi Radosław Ślusarczyk, prezes Pracowni.
Ale nie tylko TMZZ znalazło się pod lupą Pracowni. Marszałkowi, a właściwie jego urzędnikom, zarzuciła ona niedopełnienie obowiązków służbowych w zakresie kontroli i weryfikacji dokumentacji przedkładanej przez Towarzystwo, a w związku z tym nienależne wypłacanie kolejnych transzy dotacji. Zawierciańska prokuratura w styczniu 2015 r. odmówiła wszczęcia śledztwa. Pracownia zażaliła się do sądu, skrupulatnie wytykając błędy w postępowaniu tak policji, jak i prokuratury. W listopadzie ub.r. Sąd Okręgowy w Częstochowie przyznał rację Pracowni i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia przez prokuraturę. - Obecnie śledztwo zostało przedłużone do początków czerwca bieżącego roku - mówi Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. To jej podlega zawierciańska rejonówka.
Projekt (nie)rozliczony?
Jest rok 2016, a projekt ochrony Ostoi Kroczyckiej dotychczas nie został ostatecznie rozliczony. Zdaniem wielu osób, które były zaangażowane w projekt na początku, to co zrealizowało TMZZ jest karykaturą pierwotnych zamierzeń. Samorząd wojewódzki zaprzecza, jakoby nic nie robił w tej sprawie, co zarzuca mu Pracownia na rzecz Wszystkich Istot. - Prowadzimy stały monitoring wszystkich projektów - tłumaczy Beata Goleśna z urzędu marszałkowskiego.
Tłumaczy, że urząd przeprowadził dotychczas dwie kontrole doraźne. To rezultat napływających sygnałów o problemach przy realizacji programu. - Kontrolowaliśmy zgodność wykorzystania dotacji z celem, na jaki miała być przeznaczona. Stwierdziliśmy wiele nieprawidłowości. Skutek jest taki, że część wydatków uznano za niekwalifikujące się do refundacji ze środków RPO - tłumaczy urzędniczka. A konkretnie, wnioskowane dofinansowanie z ponad 5,2 mln zł skorygowano do blisko 4,1 mln. Czyli cofnięto jedną piątą dotacji. Na razie tyle, bo projekt nie został jeszcze ostatecznie rozliczony.
- Obecnie trwa przygotowanie aneksu do umowy, który ureguluje wszystkie zmiany w projekcie. Rzeczowa i finansowa realizacja projektu jest już zakończona, więc beneficjent ma obowiązek złożenia wniosku o płatność końcową, co umożliwi ostateczne rozliczenie projektu - tłumaczy Beata Goleśna.
- Większość projektodawców już wywiązała się z tego obowiązku. Obecnie pozostało już niewiele czasu na rozliczenie projektów, ale wciąż jest to możliwe - przekonuje urzędniczka. Nierozliczenie projektu będzie równoznaczne z koniecznością zwrotu całej dotacji. TMZZ dotychczas nie odpowiedziało na pytania "Gazety Wyborczej" zadane na początku lutego.
Jurajska Owca Plus z problemami
Kłopoty Towarzystwa Miłośników Ziemi Zawierciańskiej odbiły się też na drugim unijnym programie, realizowanym przez to stowarzyszenie: Owca Plus. Jest to przedsięwzięcie mające doprowadzić do aktywizacji gospodarczej, ochrony oraz zachowania dziedzictwa kulturowego Beskidów i Jury - głównie poprzez odrodzenie pasterstwa. Samorząd wojewódzki wystartował z Owcą Plus prawie dziewięć lat temu. Od początku program jest realizowany przez TMZZ - wygrywa konkursy. To ono dostaje dotację od marszałka, a potem wypłaca ją hodowcom wypasającym owce we wskazanych miejscach. Wypas zwierząt w naszym regionie odbywa się m.in. w gminach Mstów, Żarki, Kroczyce. Niestety, wielu hodowców z Jury dotychczas nie dostało pieniędzy od TMZZ za ubiegły rok, choć - jak informuje urząd marszałkowski - zadanie zostało prawidłowo rozliczone, bo organizacja dostarczyła komplet zapłaconych faktur za usługę wypasu. - Do tej pory nie wpłynęła żadna skarga od rolników w związku z niewypłaceniem należnego wynagrodzenia za wypas - informował dotąd urząd marszałkowski. W czwartek 24 marca hodowcy zjawili się u marszałka z oficjalnym protestem.