Na początku maj i północne kresy. To było dokładnie 22 maja. Onego dnia od Jeziorek ulicą Leonida Teligi doszedłem do drogi biegnącej równolegle do doliny Byczynki. Następnie ruszyłem na południe. Na początku na jednym z mokradeł znalazłem kukułkę majową -
Dactylorhiza majalis s.l.
Potem tam, gdzie dolinę przecina linia wysokiego napięcia było to.
Nieco dalej było jeszcze to.
W tym miejscu muszę wspomnieć pewną prowokację dziennikarską. Otóż na podstawie pewnego obrazka z poprzedniego wątku w tydzień po 1 kwietnia, aby nie być posądzonym o okolicznościowy żart obwieściłem, że w Jaworznie zostanie wprowadzony nowy model gospodarki odpadami. Ideą przewodnią było hasło - Na własnych śmieciach". Miasto zamiast w chrzanowskie składowisko, rezygnując zarazem z budowy własnej, oprotestowanej spalarni odpadów miało utworzyć sieć własnych, niewielkich instalacji. Całkowicie zrezygnować z wszelkich kosztownych zabezpieczeń. Zrezygnować także z wszelkiej administracji i tym samym jakichkolwiek form kontroli. Wkład finansowy miasta miał się ograniczyć jedynie do budowy dróg dojazdowych, tak (i tutaj piszę specjalnie dużymi literami) ABY MIESZKAŃCY JAK DOTYCHCZAS PONOSILI WYŁĄCZNIE KOSZT DOWOZU NIECZYSTOŚCI W SPOŁECZNIE AKCEPTOWANE MIEJSCA. Na początku miał to być rejon na północ od źródełka Byczynki, ulubionego wodopoju całego miasta, czyli tam gdzie już leżał gruz, eternit i coś. Oczywiście swoją informację traktowałem jako sondaż i prosiłem, aby w przypadku zgody na takie rozwiązanie nie dzwonić do redakcji - wystarczy milczenie. Czekaliśmy tylko na głosy sprzeciwu. Tych nie było. Ciąg dalszy po kolejnej serii zdjęć.
27 września na prośbę redakcji i za zgodą właściciela odwiedziłem gospodarstwo Józefa Dzióbki. Znajduje się ono na południu wsi, około 300 metrów na wschód od ulicy Laskowiec. Tutaj po pierwsze jest niewielki staw z rodziną łabędzi niemych.
Przy okazji gospodyni była dumna ze swojej fuksji.
Do gospodarstwa przychodziły wycieczki szkolne aby poznawać żywe zwierzęta w tym takie kaczki.
Gospodarstwo zasadniczo jest ekologiczne, ale czasem dzicy lokatorzy nadużywali gościnności, tak jak jaskółki oknówki. Tych skrytych w cieniu gniazd była na tym domu ponad setka. To tylko niewielki fragment.
A teraz powracam do prowokacji. Otóż po opublikowaniu tekstu zapadła cisza i sprawę uznałem za załatwioną. Po jakimś czasie odwiedziłem Urząd i wówczas dowiedziałem się, że protesty były, ale kierowane bezpośrednio do władz, które oczywiście nie miały o niczym pojęcia. Wszak pomysł od początku do końca był mój i zasadniczo zakładał legalizację dzikich wysypisk śmieci, JAKO MIEJSC SPOŁECZNIE AKCEPTOWANYCH DLA TEGO RODZAJU DZIAŁALNOŚCI. Panie przeprosiłem, napisałem coś w rodzaju sprostowania, podkreślając, że prace nad tą koncepcją trwają. Jednocześnie prosiłem, aby nie dopytywać o szczegóły urzędników, bo oni nie mogą zdradzić niczego. Ja też zgodnie z etyką dziennikarską nie ujawniłem źródła informacji. W końcu wszystko zostało tak jak do tej pory aż do pamiętnego 1 lipca 2013, chociaż tu i ówdzie moja koncepcja jest realizowana przy oczywiście społecznej akceptacji takiego rozwiązania. Można to prześledzić w wielu moich fotoreportażach nie tylko po tej dacie.