W drugiej części tego serialu ruszamy na południe trasą oznaczoną kolorem żółtym.
Na początku chciałem sprawdzić, jak wygląda miejsce spotkania rzeki Kozi Bród z Łużnikiem w okolicy mostu w ciągu ulicy Bukowskiej.
Koryto rzeki znajduje się za linią drzew.
Ze zdumieniem stwierdziłem, że znajduje się w nim woda. Przypomnę, latem rzeka osiągała tylko trawers zalewu Sosina.
W tym momencie wydaje się, że nawet Łużnik ma wodę.
Kozi Bród wydaje się być w doskonalej kondycji.
Dociera nawet do mostu nad ulicą Bukowską.
I to było wszystko na co było go stać.
Tutaj z ledwością sączył się pomiędzy liśćmi nieznacznie postępując naprzód.
Poniżej progu wody już nie było, ale biały ślad świadczył, że nie tak dawno tutaj był.
Wracam pod most, aby podziwiać odbicie drzew w wodzie.
Po chwili zauważyliśmy postępujące czoło wody, ale to prawdopodobnie był koniec jej aktywności. W tym momencie nasuwa się pytanie, skąd ta woda. Otóż zapewne obserwowaliśmy jeden z nielicznych zrzutów wody z elektrowni Siersza.
I ponownie odbicie drzew w wodzie.
Następnie jakiś odsłonięty korzeń.
Teraz jeszcze raz zerkamy na na Kozi Bród. Jest tutaj wpuszczony w kanał znajdujący się z prawej strony zdjęcia.
Teraz ruszamy pod prąd lewym brzegiem Łużnika. Na początku spotykamy zabezpieczone sadzonki sosny zwyczajnej - Pinus sylvestris.
Potem jakieś chaszcze.
Następnie wyraźna ścieżka.
I wreszcie koryto Łużnika wypełnione wodą, w której odbija się nadbrzeżny drzewostan. Zarazem zauważyliśmy, że rzeka raczej stoi niż płynie. Okazało się, że to tylko była cofka z Koziego Brodu, czyli kolejna zasługa elektrowni Siersza.
Potem trafiły się tak jakby arkady.
W ich cieniu zauważyłem malowniczy, lśniący płożymerzyk falisty - Plagiomnium undulatum.
W końcu wyszliśmy na porębę.
Na chwilę podniosłem wzrok ku górze aby uchwycić malownicze chmury.
Teraz trochę oddalamy się od rzeki. Po drodze mijamy porzeczkę agrest - Ribes uva-crispa.
Jest też inwazyjny klon jesionolistny - Acer negundo.
I ponownie spojrzenie w chmury skontrastowane z ciemnością pierwszego planu.
Zmierzamy teraz ścieżką w kierunku doliny Łużnika.
Niestety, na kolejnym zdjęciu znowu widać ciemność.
I wreszcie mamy puste koryto Łużnika.
Przekraczamy go. Za chwilę znajdziemy się na terenie byłej cementowni Pieczyska.
PS. Skoro tekst daje się jeszcze edytować robię to w tym miejscu. W piątek 15 stycznia z ekipą jaworznickiej telewizji odwiedziłem ponownie tę okolicę. Wygląda na to, że rzeka płynie sama z siebie. Być może chłody i przymrozki uszczelniły dno. Teraz dotarła za zakręt i jest na trawersie pierwszych w tej okolicy zabudowań Szczakowej. Znaczy się od 12 grudnia pokonała kolejne 100, może 120 metrów.
(wypowiedź edytowana przez piotr_grzegorzek 15.stycznia.2016)
(wypowiedź edytowana przez piotr_grzegorzek 15.stycznia.2016)