Tamtego roku dość często bywałem w kamieniołomie wapieni węglowych w Czatkowicach Dolnych. Moim celem było poszukiwanie okazów geologicznych godnych umieszczenia w naszym ogrodzie, na on czas zwanym Muzeum Geologicznym pod Otwartym Niebem. Oczywiście nie gardziłem drobiazgami godnymi kolekcji muzealnej, tej księgowanej.
Pierwsze zdjęcie przestawia przymiotno białe -
Erigeron annuus na tle podagrycznika pospolitego -
Aegopodium podagraria. Wykonałem je w sąsiedztwie biur w dniu 10 sierpnia.
Pozostałe zdjęcia powstały 27 października podczas wycieczki pod hasłem "Only Czatkowice". To była nasza planowana, sobotnia wycieczka. Do celu dotarliśmy autobusem marki Scania, którym zjechaliśmy na samo dno. W stosunku do obecnego zasięgu kamieniołomu wówczas poruszaliśmy się tylko w południowo-zachodniej części. Najbardziej charakterystyczną cechą tego miejsca są prawie pionowo ustawione warstwy wapieni węglowych datowanych na karbon dolny.
Gdzieś tam na górze stał już krzyż milenijny.
Teraz penetrujemy zwałowisko wewnętrzne. Na jednym z kamieni znalazła się cienka warstewka osadów złożona w 100% z koprolitów. Mam jej kawałek w zbiorach. Zawsze opowiadam, że jest to najbardziej "gówniany" kamień w całym muzeum. Akcentem botanicznym jest tutaj podbiał pospolity -
Tussilago farfara.
W tym miejscu mamy wyraźne zaburzenie tektoniczne. Ten widok to już historia. Ta część formacji została "zniknięta" w kolejnych etapach eksploatacji.
W toku eksploatacji część warstw jest odwracana niczym kartki w książce.
Te "kartki " mają różną grubość.
Część z nich jest przesączona hematytem.
I ponownie "Książka" widziana z boku.
Teraz mamy okaz z kawerną wypełniona kalcytem.
Następnie brekcję spojoną kalcytem określanym jako prawie marmur. To analogia do reklamy pewnego piwa.
Wracamy do widoków ogólnych. Przypominają one bardzo dzikie góry, chociaż to tylko Czatkowice.
Dość częste są tutaj jamy triasowe krasowe wypełnione stosownymi osadami. W jednej z nich fachowcy natrafili na szczątki praprzodków żab - Czatkobatrachus polonicus.
Naszym celem było kalcytobranie, ale niestety pomiędzy moją pierwszą a obecną wizytą ich okazy zostały zasypane kolejnymi warstwami zwałowiska wewnętrznego. Tym nie mniej każdy z nas coś wyniósł a najwięcej ja do zbiorów Muzeum w Chrzanowie.