Po obejrzeniu trzeciej z dziur, pamiętając, że Łużnik płynął cała szerokością drogi po przejazdem kolejowym postanowiliśmy pójść lasami w stronę Koźmina. Oto mapka firmy Compass. Kolor jasnozielony oznacza odcinek objęty fotoreportażem, kolor brązowy to już tylko pospieszny powrót bez dokumentacji fotograficznej.
Za systemem trzeciej dziury koryto Łużnika jest w dalszym ciągu czytelne.
I tutaj pojawia się woda, raczej pochodząca z opadów i roztopów.
Suche koryta mijamy po obu stronach drogi.
Czasami tu i ówdzie trafia się jakaś kałuża.
Zasadniczo wody brak.
A wszystko to znajduje się w obrębie jakiegoś boru. Ponieważ to zbiorowisko jest silnie modyfikowane gospodarką leśną lepiej go nie klasyfikować.
Jesteśmy już nad głównym w tej okolicy korytem Łużnika. Teraz będziemy skręcać zdecydowanie na południe. Woda dopływa tutaj systemem Hubertówek z okolic Balina.
Kierujemy się teraz na południe. Opuszczamy tę część zlewni Łużnika.
Poniewczasie po minięciu z prawej strony fragmentu podmokłych łąk uroczyska Sulicha przypomnieliśmy sobie o rozlewisku w osi drogi, którego nie udało nam się pokonać podczas pierwszej zimowej wyprawy w te strony.
W związku z tym podjęliśmy karkołomną próbę obejścia go od wschodniej strony. Na początku były uprawy leśne.
Potem pojawiły się kolejne rozlewiska.
W uprawach leśnych, moim zdaniem złym pomyśle, czyli modrzewie na bagnach, malowniczo wyglądało opadłe igliwie.
Część modrzewi tego nie wytrzymywała i waliła się.
W końcu mijając kolejne rozlewiska i takie pniaki po wyciętych drzewach dotarliśmy do głównej drogi.