Idziemy do ponoru. Po krótkim postoju w miejscu gdzie na mapie firmy Compass zaznaczyłem czerwoną kropkę ruszyliśmy dalej. Ten odcinek naszej wędrówki oznaczyłem kolorem jasnoniebieskim, ale miejsca, gdzie robiłem zdjęcia są oznaczone żółtymi plamami.
Przez las niemalże przebiegliśmy. Na łąkach nad ciekami Hubertówki wyraźnie widać było przebudzenie się kretów.
Bliżej lasu w obniżeniach stała woda.
A oto już fragment łąk w obrębie lasu. Tutaj też buszowały krety.
Było również zaorane pole.
Las położony na północ od tego miejsca to coś w rodzaju boru.
Wśród opadłych liści wypatrzyłem coś co wydawało mi się być śluzowcem i dlatego tego dnia suszka nie zbierałem. Znacznie później dowiedziałem się, że było to moje pierwsze spotkanie z
Byssonectria fusispora.
Bliżej linii kolejowej sosny ustąpiły miejsca brzozom brodawkowatym -
Betula pendula.
Wzdłuż linii kolejowej biegnie dość dobrze utrzymany rów przeciwpożarowy.
Miejscami przegradzają go kałuże w których rozwijają się bakterie żelaziste.
A oto i ponor. Tym razem zaskoczył nas zupełnie. Obie położone blisko torów kolejowych dziury były kompletnie zalane.
Tu i ówdzie wystawały jednak śmieci.
Łużnik płynął całą szerokością przepustu pod linią kolejową.
A budowniczowie linii kolejowej przewidzieli dla niego betonowe korytko, które tutaj wyraźnie widać.
Zwracamy się teraz w stronę ponoru. Rzeka żwawo płynie. Wody jest bardzo dużo.
Pierwsza dziura jest kompletnie zalana, drugą zalaną także doskonale widać.
A tak wygląda ta zalana dziura z innego miejsca.
A oto widok łącznika pomiędzy obiema dziurami.
Zanim ruszymy dalej spójrzmy jeszcze raz wstecz i zapamiętajmy tę obfitość wody.
Co było dalej zobaczycie w trzeciej części.