W ramach wycieczek organizowanych przeze mnie pod patronatem Muzeum w pierwszą sobotę lutego odwiedziliśmy okolice zbiornika Dziećkowickiego zwanego też jeziorem Imielińskim. Na początku na chwilę zatrzymaliśmy się w Libiążu a potem pojechaliśmy do Chełmu Małego. Ściślej rzecz biorąc był to przysiółek Gamrot położony przy południowej krawędzi wspomnianego zbiornika nazywanego też jeziorem Imielińskim.
Jesteśmy w Libiążu. Tak wygląda kościół p.w. Przemienienia Pańskiego projektowany przez Teodora Talowskiego zwanego w pewnych kręgach Gaudim Północy.
Oczywiście architektura ważna rzecz, ale my zwróciliśmy uwagę na posadzoną tutaj jodłę koreańską -
Abies koreana.
Przed kościołem rosną okazałe buki -
Fagus sylvatica. Prawdopodobnie drzewa pamiętają pierwszą drewnianą świątynię, która stała tutaj na początku 20. wieku.
Niestety nie było nam dane zwiedzić samego kościoła, bo prawdopodobnie akurat skończono sprzątanie, a my tutaj w buciorach. Dlatego obejrzeliśmy z punktu widzenia geologii kaplicę stojącą opodal. To się nazywa geoturystyką. Na początek dolomit ze szczątkami koralowców.
Potem skała dwuskładnikowa. Jasny fragment z prawej strony to twarde dno morskie z warstw gogolińskich dolnych. Te garby to rynna erozyjna. Żółty składnik to osady raczej z warstw pierwszego wapienia falistego.
A tak wyglądają krynoidy, szczątki liliowców w wapieniu triasowym.
Z kolei ten kamień posiada ślady po korozji biologicznej. Te głębokie żłobienia to skutek oddziaływania korzeni drzew na kamień.
Kolejny kamień to wapień z niemalże współczesnymi naciekami grzybkowymi.
I ostatnia ciekawostka - zwietrzała szczotka kalcytowa.
I wreszcie Gamrot. Nazwa tego przysiółka Chełmu Małego prawdopodobnie pochodzi od zniekształconego nazwiska biskupa Gamrata. W każdym bądź razie lud tutaj jest pobożny. Oto kapliczka dopiero co odnowiona. Wszystko tutaj swoje lata ma za wyjątkiem pasyjki.
A teraz pierwsze lutowe zaskoczenie. Lepkie pączki kasztanowca.
A teraz drugie lutowe zaskoczenie. Topola osika - Populus tremula postanowiła się otworzyć.
Tym nie mniej zima tego dnia była porządna. Tak wyglądają chaszcze w starych korytach Przemszy na trawersie zbiornika. W drzewostanie, jak widać dominuje brzoza brodawkowata. Samego jeziora nie udało nam się obejrzeć, ponieważ chroni go w tej okolicy wysoki betonowy mur.
Zaintrygował nas również ten sosnowy lasek, w którym znajdowały się tajemnicze ruiny. Raczej był to budynek mieszkalny, być może dworek.
Ośnieżony teren przecinały tropy zwierząt.
Najbardziej intrygującym obiektem była tutaj złamana lipa, która oparła się o ścianę i rosła tak jakby się nic nie stało.
Ponieważ drugim prowadzącym wycieczki jest geolog, dlatego kamienie pojawiają się w moich fotoreportażach nader często. Tym razem przyjrzeliśmy się budulcowi tego domu. Tutaj mamy tylko jakieś nacieki grzybkowe.
A ten kamień był najciekawszym fragmentem ruiny. Oglądamy kanały wyżłobione w pierwotnym osadzie morskim przez zwierzęta jelitodyszne.
Opuszczając Gamrot uwieczniłem jeszcze ten okazały dąb szypułkowy.
Na zakończenie muszę powiedzieć, że poruszaliśmy się po terenie samochodem jednego uczestników wycieczki, ponieważ było nas w sam raz.
(wypowiedź edytowana przez Piotr_Grzegorzek 03.marca.2010)