bio-forum.pl Zaloguj Wyloguj Edycja Szukaj grzyby.pl atlas-roslin.pl
co to za roślina, krzew nie mam pojęcia jak go sie pozbyć
« »
Botanika « Archiwum « Archiwum 2009 « ARCHIWUM - PAŹDZIERNIK 2009 «

#1
od października 2009

2009.10.25 17:04 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Tomasz W (tomek7892)
Mam taka roślinę za garażem , walczę z nim róznymi metodami (ścinam, Randap i inna chemia)i nadal odrasta. Może ktoś wie co to za roślina i czym ją zwalczyć.
Roślina jest wysoka ok 2 metrów, zdjecie w załączniku.Proszę o pomoc.


liœcie
i

#343
od lipca 2009

Rdestowiec ostrokończysty - Reynoutria japonica HOUTT.

Gatunek rzeczywiście inwazyjny. Sposób z osłabieniem części podziemnych coś tu może dać. Trzeba wykopać jak najwięcej jego kłączy późną jesienią (czyli teraz, chodzi o to, żeby jak najmniej ich przezimowało). Jeśli wiosną zacznie odrastać, konsekwentnie ścinać pędy aż do ziemi raz w miesiącu, aż do mrozów - to nie pozwoli mu odłożyć za dużo materiałów zapasowych na następną zimę. Po dwóch sezonach wegetacyjnych powinno się go udać w ten sposób usunąć.

#2
od października 2009

2009.10.25 18:00 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Tomasz W (tomek7892)
wielkie dzieki za pomoc, jeżeli ktoś ma jeszcze jakieś sprawdzone metody na zniszczenie tego to będe bardzo wdzieczny

#746
od maja 2007

2009.10.26 14:43 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Roman Ryś (borealis)
Och! Metod jest bardzo dużo. Można znaleść w necie szeroką ich paletę. Skoro Randap i inna chemia nie pomogła, to proponuję zacząć test od Pomarańczowego Agenta, Agent Orange. Wystarczy tylko wpisać w googlach, kliknąć i ... zastowować

#93
od czerwca 2007

2009.10.27 16:39 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Anna Rosińska (arosinska)
W zwalczaniu rdestowców najskuteczniejsze są preparaty z glifosatem, jako substancją czynną. I tu mamy do wyboru Roundup i Avans Premium. Obok skuteczności są to środki mało szkodliwe dla człowieka i środowiska, ponieważ ulegają całkowitej biodegradacji w zetknięciu z wodą.
W zwalczaniu rdestowca (wyjątkowo uciążliwego gatunku) należy zastosować metodę kombinowaną i od razu przyjąć do wiadomości, że jeśli się go ma już na działce, to walka z nim będzie długotrwała. Należy jednak doprowadzić ją do końca, bo inaczej pieniądze, które poświęci się na środki chemiczne pójdą na marne. Potem takie miejsce i tak należy przez jakiś czas monitorować, żeby mieć całkowitą pewność, że rdestowiec nie odrasta.
Oprócz samego stosowania Roundup'u (dwa lub nawet trzy razy w sezonie wegetacyjnym), należy wybierać z gleby jego kłącza. Nieskuteczność samego stosowania Roundup'u nie wynika bowiem z odporności tej rośliny na środek, tylko z głębokiego położenia kłączy w glebie. Nie do wszystkich dociera odpowiednia dawka glifosatu.
Nie chcę tu zanudzać czytających opowieściami na temat walki z rdestowcem, ale jeśli ktoś będzie zainteresowany dalszymi szczegółami, to służę radą.
Pozdrawiam
AR

(wypowiedź edytowana przez arosinska 28.października.2009)

#747
od maja 2007

2009.10.28 11:47 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Roman Ryś (borealis)
Chyba mnie Aniu nie zrozumiałaś. Podam linki (jest ich duzo więcej), które wyjaśnią Ci sens mojego wpisu:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Agent_Orange
http://wyborcza.pl/1,75248,1901116.html
http://zb.eco.pl/zb/139/military.htm
http://wyborcza.pl/1,75248,1901118.html

Jeszcze prośba. Nie piszmy już wiecej na temat zwalczania roslin środkami chemicznymi!
Pozdrawiam serdecznie

#1189
od stycznia 2007

Tak, bo tu nie pasuje temat walki chemicznej z roślinami, lecz - ich ochrona.

#94
od czerwca 2007

2009.10.28 19:52 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Anna Rosińska (arosinska)
Ok, ironii we wzmiance o Agencie nie zrozumiałam, bo nigdy nie słyszałam o czymś takim. Teraz kapuję:).
Nie zgodzę się jednak z tezą, że nie należy pisać o chemicznej walce z roślinami. To, że z pewnymi gatunkami walczy się chemicznie to nic złego, tylko zależy gdzie się to robi.
Problem walki z rdestowcem ostrokończystym, sachalińskim i czeskim, to sprawa niezwykle ważna właśnie w kwestii ochrony rodzimych gatunków roślin. W przypadku tej rośliny stosuje się walkę chemiczną i nie jest to w niezgodzie z ochroną przyrody. W miejscach, gdzie tylko jest to możliwe tego typu walka jest wskazana w połączeniu z mechaniczną. W Europie wydaje się obecnie miliony euro na projekty walki ze szczególnie niebezpiecznymi roślinami inwazyjnymi i są to projekty silnie umocowane w ochroniarskich założeniach.
Środki chemiczne z glifosatem są dlatego wybierane do tych celów, bo są najmniej szkodliwe dla środowiska - oczywiście przy zastosowaniu wszelkich środków ostrożności i uwzględnieniu ograniczeń w pewnego rodzaju siedliskach, które z definicji wykluczają stosowanie środków chemicznych.
Jak ze wszystkim trzeba wiedzieć jak, gdzie i kiedy stosować, a gdzie kategorycznie nie wolno.
Nie jestem żadną fanką chemii, tylko w sprawie rdestowców, które wyrastają na działkach, w ogrodach, na poboczach dróg itp miejscach nie ma się co oszukiwać, że można z nimi inaczej walczyć.
Pzdr
AR
i

#317
od listopada 2008

Skąd ta pewność, że glifosat jest taki bezpieczny? Czy wiesz jakie pieniądze stoją za koncernami chemicznymi? Mogą one kupić wszystko i każdego. Czytałem kiedyś, że jeden z szefów firmu DuPonte, która ma patent na ten środek - zabronił swojemu ogrodnikowi stosować go w swoim ogrodzie.
Wokół swojego domu, jak to ma miejsce w przypadku autora tematu - nie powinno się stosować środków chemicznych. Naprawdę nie jest to konieczne. Co innego na polach, do produkcji żywności. Jak mus to mus. Ale nie róbmy tego tam, gdzie można się bez tego obejść.

#95
od czerwca 2007

2009.10.28 22:31 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Anna Rosińska (arosinska)
Nie pisałam, że glifosat w postaci Roundup'u jest bezpieczny, tylko, że jest najmniej szkodliwy lub raczej powinnam napisać, że jest mniej szkodliwy niż inne środki chemiczne. Pod wpływem wody środek ten dezaktywuje się i staje się neutralny.
Ale ja tu przecież nie reklamuję Roundup'u, choć mam wrażenie, że tak to jest odczytywane. Piszę o skutecznych metodach walki z rdestowcem, bo wiem jak poważnym problemem jest mieć go na działce.

Jak już pisałam NIE JESTEM FANKĄ CHEMII w środowisku przyrodniczym, ale na siedliskach antropogenicznych stosowanie środków chemicznych nie jest zbrodnią przeciw ludzkości, jeśli się to robi mądrze i ostrożnie.
Alternatywą dla walki z rdestowcem przy użyciu Roundup'u w ogrodzie pozostaje dokładne przekopanie ziemi (w zależności od skały macierzystej gleby nawet do głębokości 2m) i wybranie z niej kłączy rdestowca. Tak głęboko bowiem potrafią sięgać kłącza tej rośliny w sytuacji, kiedy dopuści się do jej zadomowienia w danym miejscu i długotrwałe bagatelizowanie jej obecności. Oczywiście nie ma się gwarancji, że w czasie kopania nie przeoczy się jakiegoś małego kłącza i po jakimś czasie zabawę tę będzie trzeba powtórzyć, aż do skutecznego pozbycia się rdestowca z działki.
W tym miejscu zawsze zastanawiam się co jest gorsze - zastosowanie chemii w postaci Roundup'u, po którym możliwe jest wprowadzenie pożądanej rośliny już po 2-3 tygodniach czy zaburzenie całej naturalnej struktury gleby i wykonanie rzeczy niemalże niemożliwej i w sumie irracjonalnej.

Zupełnie nie rozumiem stwierdzenia:
"...Wokół swojego domu, jak to ma miejsce w przypadku autora tematu - nie powinno się stosować środków chemicznych. Naprawdę nie jest to konieczne. Co innego na polach, do produkcji żywności. Jak mus to mus."

To znaczy, że stosowanie chemii na trawniku, na którym się co najwyżej leży jest czymś gorszym niż stosowanie jej przy masowej uprawie marchewki na jednodniowe, zdrowe soczki?

Rdestowiec jest naprawdę ogromnym problemem. Bardzo szybko opanowuje teren i ma szeroką tolerancję na warunki siedliskowe, przez co jest poważnym zagrożeniem dla naszych rodzimych zbiorowisk roślinnych. W niektórych miejscach nie da się go już wytępić, bo są spore ograniczenia w stosowaniu w miarę skutecznych metod walki z tą rośliną.
Za parę lat, jeśli autor tematu będzie ograniczał się tylko do koszenia i pobieżnego wybierania kłączy rdestowca na swojej nieruchomości, będzie miał poważny kłopot, żeby wokół domu zrobić cokolwiek.
i

#352
od lipca 2009

Zaproponowałem koszenie i wybieranie kłączy dlatego, że jest ono bardzo skutecznym i wypróbowanym sposobem eliminacji m.in. trzciny w niektórych rezerwatach (przykład: Beka koło Pucka, gdzie systematyczne pokosy trzciny, zarastającej płaty Juncetum gerardi, na których odbywały się lęgi biegusa zmiennego, doprowadziły do odtworzenia murawy solniskowej). Owszem im dokładniej i głębiej się kopie, tym więcej części przetrwalnych rdestowca się znajdzie, ale samo usuwanie to może być za mało, trzeba dodatkowo taką roślinę osłabić systematycznym ścinaniem całych części nadziemnych i nie pozwolić jej odkładać asymilatów na zimę - wówczas po jakimś czasie część podziemna nie wytrzyma okresu niskich temperatur. Autor tematu zasugerował nam już, że środki chemiczne nie sprawdziły się w tym przypadku i nie wiemy, z jakich przyczyn tak jest, może więc kilka lat walki mechanicznej będzie lepsze, niż zastosowanie dioksyn znanych m.in. z tego, że zdegradowały gleby w czasie wojny w Wietnamie na całe dziesięciolecia. Tak, czy owak, osobiście nie zdecydowałbym sie na użycie herbicydu, a co do skuteczności Roundupu mam swoje ugruntowane, nienajlepsze zdanie.

#1192
od stycznia 2007

Aniu, zgadzam się z Tobą - choć nie do końca - że trzeba walczyć z takimi obcymi roślinami. Zastanawiam się, kogo to najbardziej należy winić za to, że w naszej rodzimej florze pojawiają się niejednokrotnie obce rośliny łącznie z tymi bardzo ekspansywnymi? Czy aby nie tych bez wyobraźni i wiedzy biologicznej miłośników obcych roślin? Tu przypomniałem sobie takie słowa: "Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie". Zauważyłem też, że wśród wielu miłośników kwiatów istnieje niczym nieuzasadniona niechęć do wielu naszych roślin cudownie kwitnących dziko rosnących np. wyrastających na trawnikach ( mniszek lekarski, lnica pospolita, lucerna siewna, iglica pospolita, przetacznik ożankowy, koniczyna czerwona, wilczomlecz lancetowaty, wrotycz pospolity, cykoria podróżnik i wiele innych ) i to przede wszystkim dlatego, że one są, albo stały się samoistnymi, albo przestały być modne i szuka się nowych roślin ozdobnych. No i między innymi - dlatego wiele razy "goli się" trawniki i niszczy cudownie kwitnące rośliny lub nawet nie pozwala im zakwitnąć. A w czasie suszy efekty takiej "pielęgnacji" są takie: sucha trawa z zielonymi i kwitnącymi tymi niechcianymi bylinami z korzeniami palowymi i niebojącymi się suszy. To przecież coś powinno podpowiedzieć tym troszczących się o piękno naszych osiedli i ogródków przydomowych.
Aniu, ale ja, jako amator pszczelarz, widzę też i korzyści płynące dla pszczelarzy z obcych roślin miododajnych i pyłkodajnych, które z "ozdobnych" przemieniły się w dzikie, jak np. niecierpek gruczołowaty, klon jesionolistny czy nawet robinia akacjowa, a także sumak odurzający. Te wszystkie wymienione rośliny - obserwowałem nie raz - są bardzo licznie odwiedzane przez pszczoły w fazie kwitnienia.
Wiec, jak pogodzić biologów z pszczelarzami?
Aniu, co o tym sądzisz?

(wypowiedź edytowana przez zwieros 30.października.2009)

#96
od czerwca 2007

2009.10.30 20:48 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Anna Rosińska (arosinska)
Oczywiście, że niektóre gatunki obce wprowadzone do naszej flory dają pewne praktyczne korzyści przede wszystkim w wymiarze ekonomicznym, np. daglezja zielona, czeremcha amerykańska i dąb czerwony w lasach, jesion pensylwański i klon jesionolistny - ulubione gatunki drogowców, robinia akacjowa - jeden z lepszych smaków miodu (wg mnie przynajmniej:) oraz cała masa gatunków o wyjątkowych walorach estetycznych, jak choćby rzeczony sumak, kolczurka klapowana, słonecznik bulwiasty czy winobluszcz pięcioklapowy. Korzyści może i są, ale koszty skutków ubocznych są duże i z każdym rokiem, jak pokazuje życie są i będą coraz większe.

Wystarczy spojrzeć co dzieje się wzdłuż pasów drogowych na odłogach w sąsiedztwie klonu jesionolistnego i jesionu pensylwańskiego - totalne zachwaszczenie, które oprócz fatalnego wpływu na nasze rodzime zbiorowiska roślinne generuje ogromne koszty rekultywacji takich gruntów. A wystarczyło sadzić wzdłuż dróg nasze rodzime lipy, klony, dęby itp.

W Lasach Państwowych, w których jeszcze jakiś czas temu chętnie sadzono jesion pensylwański, robinię akacjową, dąb czerwony i czeremchę amerykańską, dziś się tego już nie robi, bo wiadomo, jakie są skutki.
Gatunki te rozprzestrzeniają się niezwykle szybko i powodują degenerację naszych siedlisk leśnych. Są znacznie skuteczniejsze w sukcesji niż nasze rodzime gatunki. Teraz nie trzeba ich już sadzić, radzą sobie same. Taką czeremchę amerykańską obecnie można spotkać niemal na wszystkich typach siedlisk lądowych. Od suchych jak murawy szczotlichowe do wilgotnych jak torfowiska wysokie i w bory bagienne. JEST TO PROBLEM NIE DO ROZWIĄZANIA. A wystarczyło pozostać przy naszej poczciwej czeremsze, która trzyma się dzielnie łęgów i grądów i nie pcha się nieproszona, tam gdzie jej nie chcą :)

Przykre jest to co wyprawiają najbardziej inwazyjni przybysze. Najgorzej jest z rdestowcami i nawłociami. Dlatego namawiałam autora tematu do zdecydowanej walki z jego rdestowcem. Zwłaszcza, że ma go koło garażu, czyli w miejscu gdzie użycie środków chemicznych będzie najmniej szkodliwe.
Do tej nieszczęsnej czołówki obcych trzeba zaliczyć też kolczurkę klapowaną (powszechnie lubianą i popularną w obsadzaniu siatek ogrodzeniowych), winobluszcz pięcioklapowy, który jest pięknym pnączem, ale kiedy się wymknie staje się nie do zniesienia, słonecznik bulwiasty czy rudbekia.
Może i niektóre z tych gatunków dają nam jakieś korzyści, ale niewspółmiernie niższe od strat.
Na koniec chcę pokazać, jakie są skutki łagodnego obchodzenia się z obcymi i długotrwałego zastanawiania się co z nimi robić.
1. Niewielki ciek wodny. Brzegi opanowane przez rdestowca japońskiego, który całkowicie wyparł naturalne dla tego typu miejsca zbiorowiska roślinne typu ziołorośli czy zbiorowisk welonowych. W zasadzie brak możliwości wytępienia go. Wzdłuż cieków wodnych nie wolno stosować herbicydów nalistnych ze względu na faunę wodną. Pozostaje już tylko koszenie, które w sumie niewiele daje.

2. Dawniej niżowa łąka kośna, dziś miejsce walki z rdestowcem - niestety przy użyciu herbicydów, jako najskuteczniejszej metody dla dużych powierzchni. A wystarczyło zwalczać dziada przy przysłowiowym garażu, a może nie dotarłby tak szybko na cenne siedlisko.

3.Dawniej piękny priorytetowe siedlisko łęgu wierzbowego, dziś miejsce walk z rdestowcem japońskim, sachalińskim i czeskim oraz niecierpkiem himalajskim (gruczołowatym). Tu już pozostaje tylko koszenie, bo na siedliskach leśnych nic innego nie wchodzi w grę.

4. Na koniec "bajkowa" mozaika obcych - rdestowce splecione kolczurką klapowaną, a w tle bujny winobluszcz pięcioklapowy. Diabli wzięli łęg, gdzie poczciwy chmiel nieśmiało splatał pojedyncze olsze czy jesiony, a dno lasu wypełniał czosnek niedźwiedzi, ziarnopłon i czartawa.


Więc błagam nie namawiajcie mnie co niektórzy do ślepej miłości do wszystkich roślin. Tam gdzie można tępić roślinne śmieci, tam należy to robić. Rdestowiec to nie trzcina, która trzyma się jednego siedliska i w sumie łatwo nad nią zapanować.

Uważam,że nie trzeba godzić biologów z pszczelarzami, bo nie widzę między tymi dwiema grupami konfliktu. Zawód pszczelarza w Polsce znany jest od wieków, a dawniej nie było w naszej florze niecierpka himalajskiego czy robinii.
Grunt, żeby tylko jakaś fanatyczna grupa pszczelarzy nie zaczęła zakładać plantacji robinii czy siać niecierpkiem, bo to byłaby już głupota.

#236
od sierpnia 2009

Powiedzcie więc moi drodzy - bo jak pamięć moja sięga to jest 50 lat w tył to zawsze w moim pobliżu rosła biała akacja a u cioci w ogrodzie różowa.

Babcia opowiadała mi o zbiorach miodu akacjowego na kresach wschodnich - a było to 100 lat temu.

Czy ta robinia to coś innego niż nasza poczciwa biała akacja?
Malwina

#97
od czerwca 2007

2009.10.30 23:15 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Anna Rosińska (arosinska)
Robinia akacjowa zwana jest potocznie akacją białą lub po prostu akacją.
W Europie jest od dość dawna, ale jej ojczyzną jest Ameryka. To, że pamięć babci nie sięga tak daleko nie skreśla jej jednak z listy gatunków obcych.
Obecnie unika się jej masowego nasadzania, a w miejscach chronionych zaleca się jej stopniowe usuwanie.
Dla jednych poczciwa, dla innych problematyczna. Jednak jako drzewo jest łatwiej kontrolowana niż niektóre obce zielne i w pewnych sytuacjach faktycznie może być tolerowana. Jako drzewo miododajne można ją uznać za pożyteczną. Jednak co za dużo, to nie zdrowo.
i

#322
od listopada 2008

Anno - przedstawiając sprawę w ten sposób, trudno odmówić Ci racji. Jednak wyczuwa się tu jakiś przesadyzm idący w kierunku fanatyzmu. Nie jest prawdą też, że aby wytępić mechanicznie, tego typu głęboko korzeniące się rośliny, trzeba kopać aż do pełnej głębokości rośliny. Są też różne metody ekologiczne. Proszę popytać rolników, ogrodników - ekologów. (Np. wypalanie palnikami gazowymi). Pozatym - taki rdestowiec, to ładna roślina. Żałuję, że u mnie nie ma (chyba nie jest aż taka inwazyjna, skoro u mnie nie ma). Po stokroć wolałbym przebywać w jej mikroklimacie niż w oparach herbicydów.

#98
od czerwca 2007

2009.10.31 14:06 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Anna Rosińska (arosinska)
Trudno jest mi dyskutować, jeśli ktoś myli świadomość z fanatyzmem.
W kwestii walki z gatunkami inwazyjnymi nie muszę pytać ekologów, bo sama nim jestem. Znam problem od podszewki i niestety pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że jednak świadomość w tej kwestii w społeczeństwie będzie rosła i coraz mniej nieodpowiedzialnych ludzi będzie sadziło sobie rdestowce w ogrodzie tylko dlatego że są ładne.
W Polsce jesteśmy na etapie, kiedy jeszcze można próbować ratować sytuację. Na Wyspach Brytyjskich sadzenie wielu inwazyjnych gatunków jest już od kilku lat prawnie zabronione. I nieważne czy to się komuś podoba czy nie. Wiele osób po prostu nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia. Dlatego czasem trzeba myśleć za takie osoby.
Zanim więc posądzisz kogoś o fanatyzm, może zacznij interesować się problemem.
W Internecie znajdziesz mnóstwo materiałów, artykułów i informacji na temat gatunków obcych. I nie piszę tu o Wikipedii czy forach ogrodniczych, gdzie jedna pani drugiej pani będzie wmawiać, że najlepszą metodą i najbardziej ekologiczną będzie dynamizacja i oprysk w nowiu.
Wypalać palnikiem gazowym to można sobie przy płocie z sąsiadem (choć nie wiem co takie wypalanie miałoby wnieść) a nie na połaci kilkunastu hektarów, a zdarza się że i na kilkudziesięciu opanowanych przez zwarte agregacje rdestowca.

(wypowiedź edytowana przez arosinska 31.października.2009)
i

#323
od listopada 2008

Jako użytkownik płytkiej studni kopanej, jedynego źródła wody pitnej i w imieniu takich użytkowników (miliony Polaków) - proszę tylko, nie namawiajmy naszych sąsiadów do oprysków pod swoimi garażami. I nie tylko chodzi o możliwość przesiąkania trucizny do wody pitnej. Dla nas, wszelka, bujna roślinność, z głębokimi korzeniami, jest bezcenna. Wyłapuje ona z podglebia, szkodliwe fosforany, azotyny i azotany.
Pozdrawiam. A.K.

#99
od czerwca 2007

2009.10.31 17:33 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Anna Rosińska (arosinska)
Może czasem warto spojrzeć dalej niż na czubek własnego nosa...

A jeśli mowa o milionach Polaków, to w związku z notorycznym zrzucaniem przez nich ścieków bytowych do rowów melioracyjnych i drobnych cieków, deponowaniem worków po nawozach w "krzakach" i zapełnianiem wszelkich możliwych zagłębień terenu śmieciami (w tym zużytymi bateriami itp.) radzę pomyśleć o studni głębinowej lub podłączeniu się do wodociągu (jeśli to możliwe).
Życzę zdrowia
AR

(wypowiedź edytowana przez arosinska 31.października.2009)

#1
od czerwca 2016

Witam.

Też posiadam to zielsko na działce, jeżeli ktoś chce zobaczyć moje zmagania wraz ze zdjęciami i opisami a także efektami, zapraszam na bloga gdzie to dokumentuje.

Zachęcam również do pisania swoich uwag.

http://rdestowiecnadzialce.simplesite.com/

rdest po 1 razie

#13772
od września 2006

2016.06.15 20:07 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

Piotr Grzegorzek
Nikt nie wie jak się go pozbyć, przynajmniej w dużej skali, chociaż jest na niego jakaś dyrektywa unijna. Gwoli ścisłości sporo tego zielska wraz z innymi gatunkami inwazyjnymi rozwieziono po Śląsku i Małopolsce w związku z usuwaniem gleby z dna przyszłego Jeziora Mucharskiego.

(wypowiedź edytowana przez piotr_grzegorzek 15.czerwca.2016)

#2546
od listopada 2008

2016.06.17 00:25 Edytuj wypowiedź Usuń wypowiedź

ala mikołaj (wink)
Można pozyskiwać w ramach pozbywania się, gdyż rdestowiec to roślina lecznicza (umiejętnie stosowana oczywiście). Dr Różański się o niej rozpisywał z tego co pamiętam
np. tu
http://www.luskiewnik.pl/autoimmunologia/new-page-7.htm
« » Botanika « Archiwum « Archiwum 2009 « ARCHIWUM - PAŹDZIERNIK 2009 «
Główna Ostatnia doba Ostatni tydzień Szukaj Instrukcja Kopiuj link Kontakt Administracja
ta strona używa plików cookie — więcej informacji