Jakiś czas temu (raczej dawniej, niż przed chwilą), dostałem od Beaty słoiczek z marynowanymi grzybkami.
Marynata jak marynata - kompletnie niczego się po tym słoiczku nie spodziewałem.
Ocet + cukier + kulki smakowe.
Nooooooo, może inna konsystencja.
Otworzyłem kila dni temu. Słodkie... ale W KURWĘ kwaśne. Cudowne połączenie... ale spodziewane. Myk grzybka..... twardy. Chrupie. Inny niż zawsze, inny niż wszystkie.
Co to?? Jakiś blaszkowiec, Beata mówiła, że jakiś Lactarius... jak co do gatunku to już wymiękam.
Smak - inny. Kącik ustny - inny. Podniebienie - inne. Kruchość - wyjątkowa.
Beato?! Nooooo, czterdzieści mi lat pyknęło, ale zaskoczyć mnie potrafisz. Buziak.
Dziękuję.
Gratuluję.
Zalewa PYSZNA.
Słoiczek: PYSZNY.
Pokonałaś system.
#4392
od marca 2010
Cieszę się i zachowuję pozostałe specjalnie dla Ciebie :-) Ignoranci, którzy jedli je do tej pory, nie doceniali jakości:-( Ot, grzybki, jak grzybki. A ja też uważam, że młode Lactarius volemus są unikalne w marynacie:-)